57-letniej mieszkance Nowego Jorku lekarze wyjęli serce, wycięli z niego trzy guzy z komórkami rakowymi, a następnie włożyli je na swoje miejsce. Zdaniem chirurgów pacjentka po operacji jest w bardzo dobrym stanie.

Jeden z guzów był wielkości cytryny. Lekarze Szpitala Metodystów w Houston w Teksasie, choć obawiali się tak ryzykownej operacji, podkreślali, że praktycznie nie było innego wyjścia. Jeden z chirurgów biorących udział w operacji, Michael Readron, jest bardzo zadowolony z jej przebiegu. "Nie wydaje mi się, by w jej sercu pozostały jeszcze jakiekolwiek komórki rakowe. Jednak może się zdarzyć, tak jak w wielu przypadkach, że pozostały mikroskopijne cząstki. Teraz jednak, gdybyśmy nawet musieli zastosować chemioterapię, to jej ciało ma znacznie większe szanse na zwalczenie raka" - twierdzi Readron. 57-letnia kobieta jest zaledwie czwartą osobą na świecie, którą poddano tak zwanemu autoprzeszczepowi.

Metodę autotransplantacji opracował w 1983 roku Michael Reardon wspólnie ze znanym kardiologiem Dentonem Cooleyem. Dwie pierwsze operacje tego rodzaju, przeprowadzone przez Reardona, nie powiodły się -pacjenci zmarli. Trzecia autotransplantacja, przeprowadzona rok temu, uratowała życie 40-letniemu mężczyźnie. Reardon mówi, że nie słyszał, by ktoś inny przeprowadził kiedyś taką operację. Mąż zoperowanej pacjentki o doktorze Reardonie i jego metodzie dowiedział się z Internetu. Lekarze nowojorscy uważali, że jedynym ratunkiem dla jego żony będzie zwyczajny przeszczep.

12:00