"Szef wszystkich szefów" – taki jest tytuł nowego filmu słynnego duńskiego reżysera Larsa Von Triera. 9 marca zobaczymy go w polskich kinach. Autor "Dogville", "Przełamując fale" czy "Idiotów" przedstawia tym razem czarną komedię o absurdach pracy we współczesnej korporacji.

Robert Kalinowski rozmawiał z Larsem von Trierem w słynnej wytwórni filmowej Zentropa pod Kopenhagą.

Robert Kalinowski: Gdy widzieliśmy się ostatnio, w listopadzie 2005 roku, powiedział pan, że jest zmęczony amerykańską trylogią ("Dogville", "Mandarlay" to jej dwie pierwsze części) i chce zrobić coś zupełnie nowego. Czy ten nowy film jest takim odświeżeniem?

Lars von Trier: Złapałem nową energię. Ten nowy film jest lżejszy. Różni się całkowicie od tego, co robiłem ostatnio.

Robert Kalinowski: Obejrzałem "Szefa wszystkich szefów" i wydaje mi się, że pan znowu prowokuje. Bo to jest pełna podtekstów komedia intelektualna.

Lars von Trier: Upieram się, że to łatwy film, choć nie zaprzeczam, że ma w sobie wiele warstw.

Robert Kalinowski: Gdzie tym razem szukał pan inspiracji?

Lars von Trier: To stary pomysł, nosiłem go w sobie od dawna. Zainspirowały mnie własne przeżycia, to w jaki sposób reżyser i producent filmowy dzielą swoją odpowiedzialność w trakcie wspólnej pracy. Jeden musi być dobrym, a drugi złym policjantem i odwrotnie.

Robert Kalinowski: W swojej wytwórni filmowej – Zentropie – jest pan szefem wszystkich szefów?

Lars von Trier: Dzielimy obowiązki z moim partnerem biznesowym Peterem Albackiem. W niektórych aspektach on dowodzi, w innych – ja. Mam nadzieję, że mój nowy film jest śmieszny i że udało się nabrać dystansu do tego, co pokazuję.

Robert Kalinowski: "Szef wszystkich szefów" pokazuje sytuację, która zdarza się bardzo często w globalnym świecie. W wielu firmach często nie wiadomo, kto za co odpowiada i zawsze znajdzie się jakiś prezes, najważniejszy szef, którego można obarczyć odpowiedzialnością za najgorsze decyzje.

Lars von Trier: To typowe na przykład dla Duńczyków. Boją się rozwiązywania konfliktów. Chowają się jak bohater filmu, który ukrywa się za nieistniejącym szefem i obarcza go winą za wszystko złe, co dzieje się w firmie. Chciałem w żartobliwy sposób pokazać, jak ludzie unikają odpowiedzialności. Moi bohaterowie są sfrustrowani, bo system, w którym funkcjonują cały czas mówi „NIE” i nie wiadomo dlaczego. Łatwiej jest im przerzucić tę frustrację na jedną osobę, na owego mitycznego "Szefa wszystkich szefów". To tak jak z wychowywaniem dzieci. Jeżeli powie się dziecku wyraźnie "NIE", to dziecko może się zdenerwować. To jest jednak zdrowsze od sytuacji, gdy nie mówi się w ogóle o co chodzi. To właśnie wywołuje frustrację. Im więcej decyzji zapada na bardzo wysokim, abstrakcyjnym dla zwykłego człowieka poziomie, tym większa jest możliwość, że system nabierze cech totalitarnych.

Robert Kalinowski: Zrobił pan film o tym, jak funkcjonuje firma w społeczeństwie kapitalistycznym, w liberalnej demokracji. Ostrzega pan, że nawet w takim systemie narodzenie totalitaryzmu jest możliwe. W Polsce, gdzie demokracja jest młoda, ciągle pojawiają się takie obawy. Wielu ludzi boi się wziąć odpowiedzialność za własne życie. Oglądają się na innych, na państwo, które ma za nich wszystko załatwić.

Lars von Trier: Im więcej jest osób, na które można zrzucić odpowiedzialność za niepopularne decyzje, tym większe prawdopodobieństwo jakichś nadużyć. Można powiedzieć, że osoba, która znajduje się na szczycie tej hierarchii jest swego rodzaju aktorem. Często nie ma pojęcia, czym firma się zajmuje. Nie zna ludzi w niej pracujących. Odgrywa więc wobec nich pewną rolę, która jest mu wyznaczona. Musi odpowiadać na oczekiwania ludzi, których w ogóle nie zna. Pokazuję to przy pomocy mojego bohatera Kristoffera, który musi grać rolę prezesa firmy, choć nie ma pojęcia co ona produkuje. Przyznaję, że wciąż jest we mnie iluzja komunizmu, choć wiem, do jakich wynaturzeń to doprowadziło. Wy w Polsce wiecie najlepiej, jak praktyka zabiła piękną myśl. Uważam jednak, że kapitalizm bez kontroli też nie będzie funkcjonował.

Robert Kalinowski: O jaką kontrolę panu chodzi, o normy moralne?

Lars von Trier: Zawsze trzeba wiedzieć, kto jest za co odpowiedzialny. Zaufanie pomaga żyć ludziom. Pomaga kochać. Zaufanie i przestrzeganie zasady: traktuj innych tak jakbyś chciał żeby traktowali Ciebie. Im więcej jest kłamstw, tym gorzej.

Robert Kalinowski: Kłamstwa są jednak nieuchronne. Ludzie lubią mieć władzę i manipulować innymi przy pomocy kłamstwa.

Lars von Trier: Każdy człowiek ma nad kimś władzę. Każdy też ma jakieś potrzeby. Chodzi o to by słabsi, mniej zamożni też mieli szansę na to, by normalnie żyć.

Robert Kalinowski: Pana film to tragikomedia. Zwycięża człowiek, który ma totalną kontrolę nad swoimi podwładnymi. Wykorzystuje ich do końca.

Lars von Trier: Dokładnie. To charakterystyczne dla całej mojej twórczości. Nie zdradzając zakończenia, powiedzmy w tym miejscu tylko, że czasami mariaż władzy ze sztuką może mieć bardzo smutne konsekwencje.

Robert Kalinowski: Tym filmem wraca pan do czasów „Dogmy”. Przypomina się film "Idioci". Nawet głównego bohatera gra ten sam aktor – Jens Albinus – jakby żywcem przeniesiony do "Szefa wszystkich szefów", tylko tam miał na imię Stoffer, a tu Kristoffer.

Lars von Trier: Bardzo chętnie nakręcę jeszcze coś w podobnym stylu. A potem przyjdzie czas na zakończenie trylogii, którą rozpoczęły "Dogville" i "Mandarlay".