Nazywa się Lisbeth Salander i pochodzi ze Szwecji. Niewiele mówi, ale działa zdecydowanie i skutecznie. Jest trochę autystyczna, biseksualna i bezczelna, ma genialną pamięć i przy użyciu podręcznego komputera znajdzie kwity na każdego.

Lisbeth ma też tajemnicę z dzieciństwa, która naznaczyła ją na zawsze. To ona jest główną bohaterką filmu "Dziewczyna z tatuażem" Davida Finchera opartego na pierwszej części bestsellerowej książki Stiega Larssona "Millenium". Film wchodzi w weekend na polskie ekrany. Widziałem pokaz przedpremierowy i nie dajmy się zwieść pozorom, dziennikarz śledczy Mikael Blomkvist, grany przez Daniela Craiga, jest przy Salander tylko grzecznym chłoptasiem, który długo próbuje walczyć - bez powodzenia - ze skorumpowanym magnatem przemysłowym, a później szuka tajemniczego mordercy kobiet.

To Lisbeth w świetnej kreacji Rooney Mary (Naomi Rapace w szwedzkim filmie nie była gorsza) gra tutaj pierwsze skrzypce, każda scena z jej udziałem podnosi widzom adrenalinę, każde z niewielu wypowiadanych słów czy zrobionych gestów jest godne zapamiętania. Lisbeth wie, że bydlak zawsze pozostanie bydlakiem i nie zasługuje na litość, bez względu na to czy jest zboczonym adwokatem czy finansistą-oszustem. Lisbeth wie, że prawda o ludziach może być ukryta w szyfrowanym pliku w komputerze albo w piwnicy pięknego, sterylnego domu. Wie też jak do tej prawdy dotrzeć. Wie w końcu, że taki facet jak Michael Blomkvist nie jest dla niej, więc nie ma złudzeń, musi pozostać sama ze swoją tajemnicą i swoimi demonami.

Generalnie polecam, bo Hollywood rzadko już kręci filmy dla dorosłych widzów, w tym przypadku musiał znaleźć dobry scenariusz w Europie. David Fincher potwierdza klasę, choć wciąż mu daleko do legendarnego "Siedem".