Afera #MeToo zmienia sposób symulacji seksu na planie filmowym - czytamy w artykule opublikowanym w amerykańskim magazynie "The Atlantic" autorstwa Sophii Myszkowski. Jest ona asystentką w redakcji wideo-reportaży tego pisma. I streszcza najnowszy dokument.

"Choreografowie intymności" - nowa branża w filmie, telewizji i teatrze

Kanwą tego reportażu jest historia sprzed lat, bardzo głośna w branży filmowej. Chodzi o skandal, który wybuchł podczas głośnego, erotycznego filmu "Ostatnie tango w Paryżu" z 1973 roku w reżyserii Bernardo Bertolucciego z Marią Schneider i Marlonem Brando. Występ w tym kontrowersyjnym obrazie doprowadził młodziutką wówczas, ledwie dziewiętnastoletnią aktorkę do poważnych problemów psychicznych. Powodem była słynna scena perwersyjnego seksu. Nie wchodząc w opisy, przywołajmy tylko wyznania bohaterki filmu.

W 2007 roku Maria Schneider ujawniła, co zdarzyło się podczas kręcenia erotyku. Tej sceny nie było w oryginalnym scenariuszu ... Byłam bardzo zła - przyznała artystka w wywiadzie dla Daily Mail. Powinnam była zadzwonić do mojego agenta lub poprosić o mojego adwokata - dodała. Schneider podkreśliła, że choć partnerujący jej czterdziestodziewięcioletni Marlon Brando zapewnił ją, że to "tylko film", aktorka poczuła się zgwałcona i płakała.


Odtwórczynie podobnych ról od lat wyrażają swoje obawy dotyczące złego traktowania w intymnych scenach. Jednak zmiana nastąpiła dopiero po wybuchu afery seksualnego drapieżnika, hollywoodzkiego producenta Harveya Weinsteina oraz zapoczątkowania ruchu #MeToo. Rosnące zapotrzebowanie na bardziej etyczne praktyki w przemyśle rozrywkowym zmusiło Hollywood do poważnego traktowania aktorek często wykorzystywanych na planie.

W filmowym reportażu w magazynie "The Atlantic" wypowiadają się specjaliści, których praca polega na inscenizowaniu scen seksu na potrzeby filmu, telewizji i teatru. Ta "choreografia intymności" zapewnia poszanowanie aktorskich praw. Na planie nie ma żadnych aktów seksualnych - przekonuje Alicia Rodis z telewizji HBO. Standardem ma być zgoda osób odtwarzających role. Czuję, że każde miejsce, w którym mnie nie ma, stanowi potencjalne zagrożenie wykorzystaniem seksualnym - twierdzi inna choreografka intymności Claire Warden i podkreśla, że czuje wielką odpowiedzialność za utrzymanie poprawnych relacji.

Intrygującym pisarskim przedstawieniem wykorzystywania seksualnego jest "Kociarz" Kristen Roupenian, cykl opowiadań amerykańskiej prozaiczki młodego pokolenia, która szturmem wdarła się do czytelniczego świata i światka krytyczno-literackiego. 

Zagryźć drapieżnika - czyli kobiety pokazują kły

Sławę Roupenian przyniosło tytułowe opowiadanie. Nowela "Kociarz" ("Cat Person") - jak czytamy na skrzydełku polskiego tłumaczenia- ukazała się w tygodniku "The New Yorker" w grudniu 2017 roku w samym środku dyskusji wywołanych ruchem #MeToo. Osiągnęła ona niezwykłą popularność w internecie, a nieznanej dotąd autorce przyniosła sławę.  

Tytułowej opowieści "Kociarz" poświęcono już wiele uwagi. Niechciany seks, który wcale nie jest gwałtem na kobiecie i dzieje się właściwie za jej zgodą, choć z rosnącymi wewnętrznymi oporami, jest oryginalnym ujęciem tematu. Wymuszony przez konwencje romans młodej dziewczyny z trzydziestoparolatkiem, który - delikatnie mówiąc - nie ma figury filmowego gwiazdora, obrzydliwie całuje i jest kiepski w łóżku, okazał się atrakcyjnym tematem do dyskusji w sieci, zwłaszcza z udziałem internautek. Nowela zyskała status "kultowej", "wirusowej" itp., itd.


Ten rozgłos przesłania jednak wartość całego zbioru opowiadań, balansujących pomiędzy prozą psychologiczno-obyczajową, realizmem magicznym, gotycką alegorią i erotycznym thrillerem w stylu Breta Eastona Ellisa - autora znakomitych "Informatorów". 

"Niedobry chłopiec" jest poruszającą opowieścią o toksycznym, sado-masochistycznym związku damsko-męskiej pary z ich przyjacielem cierpiącym z powodu jego "koszmarnej dziewczyny". 

"Look at Your Game, Girl" to historia dziewczynki w perwersyjny sposób zafascynowanej mężczyzną stylizującym się na satanistę Charlesa Mansona. Jego idol - jak pamiętamy - stworzył morderczy harem zwany "Rodziną" z uzależnionych od siebie młodych kobiet. 

"Sardynki" opowiadają o mrożącej krew w żyłach dziewczęcej zabawie "w chowanego, tylko na odwrót".

"Nocny biegacz" to jak afrykańska legenda z realistycznym podkładem (Roupenian przebywała w Kenii z Korpusem Pokoju, gdzie spędziła dwa lata edukując tamtejszych mieszkańców na temat zdrowia oraz profilaktyki HIV w małym ośrodku dla sierot. W tym czasie zaczęła uczyć się suahili).

“Lustro, wiadro i stara kość" to jak XXI-wieczny remake XIX-wiecznego opowiadania grozy w stylu Edgara Allana Poe. 

“Miły facet" znakomicie oddaje wewnętrzne życie zakompleksionego chłopaka, który - zyskując kolejne doświadczenia z kobietami - staje się coraz większym cynikiem, ale do końca broni się przed oskarżeniami.

“Chłopak w basenie" to bardzo prawdziwa opowiastka o lesbijskiej miłości i - burzącym melancholię - nieudanym powrocie do dziewczęcych lat, z ich erotycznymi filmowymi fascynacjami. 

“Szramy" to przewrotna wersja “Fausta" z kobiecego punktu widzenia. (A mówiąc żartem - odmiana naszych klechd domowych, w których baba zawsze wygrywała z diabłem). 

Skąd ta fascynacja grozą i mrokiem? W wywiadzie dla Harvard Gazette Roupenian wyjaśniła, dlaczego poświęciła książkę swojej mamie - Carol. To ona nauczyła mnie kochać to, co mnie przeraża - przyznała. Jak to zrobiła? Była wielką fanką Stephena Kinga i Karen wykradała książki z jej półki.

“Pudełko od zapałek" to “dermatologiczny" horror, jak kolejny odcinek filmu “Obcy".

"Skłonności samobójcze" są jakby krótkim pastiszem “Pięćdziesięciu twarzy Greya" pióra E.L. James.

Jednak wspaniałą kodą jest tekst pt. “Fatalny nawyk" zaczynający się od prostego zdania "Ellie lubiła gryźć", które brzmi jakby było wyjęte z recepty Hitchcocka: najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie. Warto przeczytać, jakie jest ostatnie zdanie tej historii, jednocześnie końcowe w całym zbiorze pt. “Kociarz". Bowiem Kristen Roupenian pokazuje w nim prawdziwe kły i perwersyjnie odwraca wektor afery #MeToo. Sprawdźcie, jak seksualni drapieżnicy przekonują się, że prawdziwa ukryta przemoc może być rodzaju żeńskiego. Nie tylko gramatycznie.