"Talibscy bojownicy, którzy w sobotę zestrzelili w Afganistanie amerykański śmigłowiec, zostali w poniedziałek zabici przez siły koalicji" - poinformował dowódca ISAF, amerykański generał John Allen. W katastrofie śmigłowca zginęło 30 Amerykanów i ośmiu Afgańczyków. Wśród amerykańskich żołnierzy byli komandosi z elitarnej jednostki Navy SEALS - tej samej, która na początku maja zabiła w Pakistanie Osamę bin Ladena. Żołnierze, którzy zginęli, nie brali jednak udziału w likwidacji szefa al-Kaidy.

W osobnym komunikacie wydanym przez natowskie siły ISAF poinformowano, że w operacji przeciwko sprawcom ataku na śmigłowiec CH-47 Chinook zginął jeden z lokalnych przywódców talibów, mułła Mohibulla, i bojownik, który najprawdopodobniej wystrzelił pocisk. W katastrofie zginęło 25 żołnierzy sił specjalnych USA, pięciu członków załogi, siedmiu żołnierzy afgańskich i afgański tłumacz.

Zestrzelenie śmigłowca było najbardziej krwawym pojedynczym wypadkiem z udziałem amerykańskich sił od początku wojny w Afganistanie prawie 10 lat temu.

Wczoraj prezydent USA Barack Obama w czasie uroczystości w bazie lotniczej Dover w stanie Delaware powitał ciała 30 amerykańskich żołnierzy.