Przedstawiciele grupy obrońców praw człowieka wyznaczonej przez rząd w Zimbabwe oskarżyli żołnierzy o stosowanie tortur podczas tłumienia protestów. Już drugi tydzień trwają tam demonstracje, które zaczęły się po podwyżce cen paliwa. Dochodzi do licznych aktów przemocy.
Komisja Praw Człowieka w Zimbabwe ostro skrytykowała władze za wykorzystywanie oddziałów wojska do tłumienia demonstracji. Protesty wybuchły ponad tydzień temu po gwałtownym wzroście cen paliw. Odkąd się zaczęły, pojawiają się kolejne doniesienia o atakach przeprowadzanych przez wojsko w różnych częściach Harare, stolicy kraju.
W swoim oświadczeniu komisja poinformowała, że od zeszłego tygodnia zginęło co najmniej osiem osób, "głównie z powodu użycia ostrej amunicji".
"Uzbrojeni i umundurowani członkowie Armii Krajowej Zimbabwe i policji z Zimbabwe systematycznie stosowali tortury. Ofiarą padali mężczyźni, którzy przebywali w pobliżu miejsc, gdzie ustawiono barykady oraz w pobliżu obszarów podpalonych przez protestujących" czytamy w oświadczeniu komisji.
Komisja sporządziła szczegółowe raporty o tym, że siły bezpieczeństwa nocami włamują się do domów protestujących mężczyzn, gdzie dopuszczają się przemocy wobec demonstrantów, a także ich dzieci. Ostatnio żołnierze wdarli się do domu, gdzie przebywał jeden z demonstrantów oraz 11-letni chłopiec. Obaj zostali powaleni na ziemię, a następnie dotkliwie pobici.