"Lewica jest pełna Ukraińców - jeśli wygrają, zaczną dostawy broni, Rosjanie odetną nam gaz, a gospodarka zostanie zrujnowana" - straszy Viktor Orban w mediach społecznościowych na finiszu kampanii wyborczej. Już jutro Węgrzy pójdą do urn, by wybrać 199-osobowy parlament. Rządzący Fidesz utrzymuje prowadzenie w sondażach.

Jednym z głównych tematów kampanii wyborczej na Węgrzech jest stosunek do Rosji. W stolicy Budepesztu, gdzie jest specjalny wysłannik RMF FM Paweł Balinowski, zaplanowano na dziś kilka dużych, ulicznych demonstracji, głównie opozycyjnych. Stolica Węgier od rana jest zakorkowana.

Opozycja przekonuje, że Węgry powinny postawić się Putinowi i stanąć po stronie Europy. Rządzący Fidesz Orbana twierdzi z kolei, że jego przeciwnicy chcą wciągnąć Węgry w tę wojnę.

Dyskusje na ten temat widać na ulicach, na bilbordach i plakatach. Co ciekawe, nawet jeśli z tych plakatów patrzy Peter Marki-Zay, główny kontrkandydat Orbana to często występuje on jako czarny charakter w materiałach sponsorowanych przez Fidesz. Z drugiej strony, widziałem wiele plakatów kandydatów partii Orbana z dopisaną markerem literą "Z", czyli symbolem rosyjskiej inwazji, co jest wyraźnym odwołaniem do proputinowskiej postawy lidera Fideszu - relacjonuje nasz dziennikarz.

Jak Węgrzy wybierają parlament?

106 deputowanych zostanie wybranych w jednoosobowych okręgach wyborczych, zaś pozostałe mandaty będą rozdzielone wśród partii, które uzyskają ponad 5 proc. głosów, zgodnie z systemem d’Hondta.

Aby zapobiec rozdrobnieniu opozycyjnych głosów, 6 partii przeciwnych rządzącej od 12 lat koalicji konserwatywnego Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej po raz pierwszy zawarło sojusz wyborczy. W każdym okręgu wyborczych wystawiono tylko jednego opozycyjnego kandydata, a także wyłoniono w prawyborach wspólnego kandydata na premiera. W skład sojuszu weszły lewicowa Koalicja Demokratyczna, narodowy Jobbik, liberalne Momentum, lewicowo-liberalny Dialog, lewicowo-ekologiczna partia Polityka Może Być Inna, oraz Węgierska Partia Socjalistyczna. 

Główny oponent Orbana

Ponieważ najsilniejszą partią zjednoczonej opozycji jest Koalicja Demokratyczna byłego lewicowego premiera Ferenca Gyurcsanya, kampania wyborcza Fideszu od początku była skierowana przede wszystkim przeciwko niemu. Kiedy niespodziewanie kandydatem na premiera został w prawyborach niezależny konserwatywny burmistrz niewielkiego miasta Hodmezoevasarhely przy granicy z Rumunią Peter Marki-Zay, Fidesz zaczął przedstawiać go jako figuranta, za którym stoi Gyurcsany.

Główne hasło wyborcze Fideszu-KDNP - "Węgry idą do przodu, a nie do tyłu" - dotyczy okresu rządów lewicy, które zakończyły się wielotysięcznymi protestami po wycieku nagrania z zamkniętego posiedzenia socjalistycznych deputowanych.

Na tym posiedzeniu ówczesny premier Ferenc Gyurcsany powiedział, że rząd nie ma wyboru i musi przeprowadzić głębokie reformy po swojej pierwszej kadencji. Jeszcze żaden rząd w Europie tak nie zawalił jak my. (...) Kłamaliśmy rano, w nocy i wieczorem - oznajmił wówczas Gyurcsany.

Opozycja z swej strony obiecywała w kampanii wyborczej m.in. wprowadzenie euro w ciągu 5 lat oraz nową konstytucję, o której przyjęciu wyborcy będą mogli zdecydować w drodze referendum. Marki-Zay zapewnił też, że partie opozycyjne po dojściu do władzy przywrócą system hamulców i równowagi, a także zapewnią niezależność sądom, samorządom i prasie.

Wybory na Węgrzech, ale to Ukraina w centrum uwagi

Wybuch wojny na Ukrainie w centrum kampanii wyborczej umieścił wschodnią politykę rządu. Rząd Węgier konsekwentnie krytykował też sankcje wobec Rosji, choć dotąd w Radzie UE zawsze głosował tak jak inni przywódcy UE. Kiedy jednak zaczęto debatować nad sankcjami energetycznymi wobec Moskwy, Budapeszt - który we wrześniu zeszłego roku zawarł długoterminową umowę na dostawy rosyjskiego gazu - zdecydowanie się im sprzeciwił. Orban oznajmił, że ich wprowadzenie całkowicie zatrzymałoby węgierską gospodarkę. Pod koniec kampanii Orban twierdzi, że stawką wyborów jest wojna lub pokój, a partie rządzące są gwarantem pokoju.

Opozycja zarzuca rządowi, że wpycha kraj w ramiona Moskwy i oddala go od Unii Europejskiej, a za sprawą jego polityki Węgry stały się "koniem trojańskim Rosji w UE". Sojusz opozycyjny chce poprawienia stosunków z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi oraz korekty polityki bliższej współpracy z Rosją i Chinami, m.in. poprzez rewizję porozumień w sprawie rozbudowy elektrowni w Paksu i linii kolejowej Belgrad-Budapeszt, która ma być finansowana z chińskiego kredytu.

Opozycja inaczej odnosi się też do wojny na Ukrainie. Marki-Zay powiedział, że "Ukraina toczy naszą wojnę" i Kijów oczekuje teraz od Zachodu tego samego co Węgry podczas rewolucji węgierskiej 1956 r.

Kto na prowadzeniu?

Ostatnie przedwyborcze sondaże na Węgrzech wskazują na 41-procentowe poparcie dla Fideszu Orbana i 39-procentowe dla zjednoczonej opozycji.

Na pewno będą fałszerstwa, tak jak poprzednio. Tysiące międzynarodowych obserwatorów nie pomogą - usłyszał od niezależnych dziennikarzy Paweł Balinowski. 

Wyrafinowane metody oszustw wyborczych były wprowadzane na Węgrzech przez wiele lat, tak zaprojektowane, by skutecznie ominąć taką obserwację - mówi Marton Sarkadi Nagy z portalu śledczego Atlatszo.

Na Węgrzech mogą jednak zdecydować niezdecydowani - od 20 do nawet 29 procent pytanych nie jest jeszcze pewnych na kogo będzie głosować.

Demonstracja przeciwko prorosyjskiemu kursowi Orbana

Setki osób zebrały się na proteście w centrum Budapesztu w sobotnie popołudnie. To jedna z ostatnich demonstracji przed jutrzejszymi wyborami.  Chodzi przede wszystkim o wsparcie dla Ukrainy i krytykę proputinowskiego kursu Viktora Orbana.

Uczestnicy demonstracji mają do przekazania konkretną wiadomość. Tani rosyjski gaz. Ile to kosztuje? Tysiące zabitych Ukraińców - mówi jedna z uczestniczek protestu.

Opracowanie: