Pierwszego września specjalna komisja ma ogłosić przyczyny wczorajszego blackoutu w Petersburgu. Przez kilka godzin bez prądu było tam siedem dzielnic. Stanęły trolejbusy, metro, zniknął sygnał radiowy i telewizyjny, w kranach nie było ciepłej ani zimnej wody. Na razie wykluczono błąd ludzki oraz atak terrorystyczny. Wiadomo, że zasilanie padło, bo cztery stacje przestały działać jednocześnie. Komisja ma ustalić powód tego przestoju.

Władze Petersburga zapewniają, że skutki awarii zostały usunięte, jednak media donoszą o braku ciepłej wody w niektórych rejonach miasta, a mieszkańcy skarżą się, że napięcie w gniazdkach wynosi 350 V i zniszczeniu ulegają elektryczne urządzenia w mieszkaniach. Ponadto tysiące ludzi, które wczoraj spóźniły się na pociągi czy samoloty, liczą na zwrot straconych pieniędzy. Duża część z nich utknęła w zablokowanych wagonach metra.

Powiedziano nam, że otrzymamy zwrot za bilety, że nie powinniśmy się niepokoić, bo za 15 minut metro ruszy, a w sumie w zablokowanych wagonach spędziliśmy dwie godziny - mówi jedna z mieszkanek Petersburga.

Podobna awaria zdarzyła się już w mieście siedem lat temu, ale wówczas prądu pozbawionych było zaledwie kilka dzielnic. W tej chwili wiadomo już, że bezpośrednią przyczyną awarii było wyłączenie się trzech podstacji elektrycznych dostarczających prąd dla miasta. Nie wiadomo jednak, dlaczego do takiego wyłączenia doszło.