Czwartek może być decydującym dniem dla przyszłości rządu Silvio Berlusconiego. Podczas gdy premier Włoch bawi na szczycie G20 w Seulu, opozycja przygotowuje się do złożenia wniosku o wotum nieufności dla jego gabinetu, a koalicja robi wszystko, by go uratować.

Włoskie media odnotowały, że szef rządu podczas rozmowy z premierem Wietnamu przed inauguracją obrad szczytu w Korei Południowej przyznał: Mam obecnie pewne problemy w moim kraju. W ten sposób podsumował polityczny chaos, jaki zapanował we Włoszech po tym, jak w niedzielę przewodniczący Izby Deputowanych Gianfranco Fini zażądał dymisji premiera.

Próbę załagodzenia sytuacji i pogodzenia Berlusconiego i Finiego - dotychczasowych sojuszników i założycieli rządzącej partii Lud Wolności - ma podjąć dzisiaj lider koalicyjnego ugrupowania Liga Północna Umberto Bossi. Będzie przekonywał Finiego do koncepcji określanej jako "Berlusconi bis", czyli powołania nowego gabinetu, ale z tym samym premierem. Jednak, jak ujawnia wydawane przez brata szefa rządu "Il Giornale", sam Berlusconi nie jest przekonany do takiej propozycji. Poza tym, według włoskiej prasy, również Gianfranco Fini, który wraz ze swymi zwolennikami założył polityczny ruch Przyszłość i Wolność, skłonny jest raczej wycofać ministrów z obecnego gabinetu, niż zgodzić się na nowy rząd Berlusconiego.

Tymczasem największa siła centrolewicowej opozycji - Partia Demokratyczna - zbiera od wczoraj podpisy pod wnioskiem o wotum nieufności dla rządu. Złoży go w parlamencie w najbliższych dniach.

Co ciekawe, po raz pierwszy o możliwości powołania nowego rządu wspomniał prezydent Włoch Giorgio Napolitano. Komentując obecną napiętą sytuację polityczną, stwierdził: Jesteśmy w momencie ogromnej niepewności (…) Ten, kto będzie rządził dalej albo otrzyma nowe zadanie rządzenia, będzie musiał rozwiązać konkretne problemy kraju.