Dużo słów, mało konkretów- tak w skrócie podsumować można londyńską, międzynarodową konferencję w sprawie Libii. Do stolicy Wielkiej Brytanii zjechali przedstawiciele 40 rządów. Spotkanie nie przyniosło odpowiedzi na pytanie, jak przyspieszyć rozwiązanie libijskiego konfliktu.

Uczestnicy szczytu rozmawiali głównie o pomocy humanitarnej i politycznej dla Libijczyków.Brytyjski szef dyplomacji William Hague nazwał spotkanie kamieniem milowym, ale przemawiając po zakończeniu rozmów nie wspomniał, o tym, że Londynu nie przyjechali przedstawiciele krajów sąsiadujących z Libią. Przy stole zabrakło sekretarza generalnego Ligi Arabskiej, nie mówiąc już o innym wielkim nieobecnym - Rosji, która zasiada w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.

W kuluarach konferencji padały też głosy, które bardziej realistycznie oceniają sytuację w Libii. Siły pułkownika Kaddafiego przejęły w wielu miejscach inicjatywę militarną. Niewykluczone, że gdy dojdzie do rozejmu, to Kaddafi - jeśli nie opuści kraju - może stanąć na czele zachodniej części podzielonej Libii.

William Hague podkreślił, że w Londynie nie dyskutowano o dostawach broni dla rebeliantów, a taka interwencja fundamentalnie zmieniłaby układ sił w konflikcie. Takiej możliwości nie wykluczyła amerykańska sekretarz stanu Hilary Clinton.