Okręty amerykańskie i południowokoreańskie ćwiczyły wystrzeliwanie pocisków artyleryjskich i zrzucanie bomb głębinowych. To już trzeci dzień wspólnych manewrów wojskowych u wschodnich wybrzeży Półwyspu Koreańskiego.

Z pokładu lotniskowca George Washington manewry obserwowali minister obrony narodowej Korei Południowej Kim Te Jung oraz południowokoreańscy deputowani.

Do manewrów doszło cztery miesiące po zatonięciu w pobliżu spornej granicy koreańskiej na Morzu Żółtym południowokoreańskiej korwety Cheonan. Zginęło wówczas 46 marynarzy.

Ćwiczenia zorganizowano, by zniechęcić Koreę Płn., którą Seul oskarża o zatopienie południowokoreańskiego okrętu, przed kolejnymi prowokacjami. Manewry potrwają do środy. Uczestniczy w nich około 20 okrętów, 200 samolotów i ponad 8 tys. ludzi.

Korea Płd. i USA w oparciu o wyniki międzynarodowego dochodzenia, zarzucają Północy, że 26 marca jej okręt podwodny zatopił Cheonan. Korea Płn., popierana przez Chiny, nie przyznaje się do tego.

Wydarzenia te doprowadziły do wzrostu napięcia na Półwyspie Koreańskim niemal rok po wycofaniu się Phenianu z negocjacji sześciostronnych dotyczących jej programu nuklearnego. W ubiegłym tygodniu Waszyngton ogłosił kolejne sankcje gospodarcze i finansowe przeciwko Północy, która już zmaga się z sankcjami ONZ nałożonymi po przeprowadzeniu przez nią prób rakietowych w 2006 i 2009 roku.