Minister gospodarki Turyngii nazwał „szarlatanami branży” firmy odpowiedzialne za aferę dioksynową. Rakotwórcze związki chemiczne trafiały do żywności produkowanej u naszych sąsiadów. Już wiadomo, że trefną paszą karmione były oprócz kur także indyki i świnie.

3 tys. ton paszy trafiło przez półtora miesiąca do hodowli w przynajmniej czterech landach. Dopiero dzień przed Wigilią wykryto stężenie dioksyn.

Sprawa od świąt nabiera tempa. Wybijane są zwierzęta, a podejrzane produkty wycofywane ze sprzedaży. Dodatkowo okazało się, że trujące składniki były dodawane do paszy od wielu lat. Prokuratorzy poszerzają krąg podejrzanych.

Unia Europejska chce szybkich i stanowczych kar dla winnych. A ci przerzucają się winą. Wiadomo, że surowiec z dioksynami wypłynął z firmy w Szlezwiku-Holsztynie. Władze przedsiębiorstwa twierdzą, jednak, że zawinili Holendrzy, którzy dostarczali materiał dla Niemców.

Śledczy muszą ustalić, która z firm, dwóch holenderskich i jednej niemieckiej, świadomie włączyła w proces wytwarzania paszy odpady z produkcji biodiesla, które w żadnym razie nie miały prawa stać się składnikiem żywności.