W Darze w południowej Syrii, gdzie od dwóch miesięcy trwają protesty przeciwko reżimowi prezydenta Baszara el-Asada, odkryto zbiorową mogiłę. "Władze natychmiast ogrodziły teren i zabroniły ekshumowania zwłok, obiecując, że dojdzie do tego później" - poinformował szef Krajowej Organizacji na rzecz Praw Człowieka w Syrii Ammar Kurabi.

Według Kurabiego reżim syryjski powinien ponieść pełną odpowiedzialność za zbrodnie popełnione wobec nieuzbrojonych obywateli. Kurabi zaapelował do społeczności międzynarodowej i społeczeństwa obywatelskiego o wywarcie wpływu na rząd syryjski, by zaprzestał "brutalnego represjonowania" własnych obywateli.

Darę, położoną 100 km na południe od Damaszku, wojsko opanowało 25 kwietnia, aby rozprawić się z ruchem protestu. Demonstracje trwały tam od 18 marca. Wojsko wycofano z miasta 5 maja. Według organizacji obrońców praw człowieka, w wyniku represji, jakie spadły na manifestujących, w Syrii zginęło co najmniej 700 osób, z czego kilkaset w Darze. W całym kraju doszło też do licznych aresztowań.

Rząd syryjski wykorzystuje wszystkie możliwe rozwiązania, aby zatrzymać i ukarać tych, którzy apelują o obywatelskie reformy w kraju - powiedziała Whitson, wskazując, że wielu bojowników postanowiło ukryć swoje rodziny.

W niedzielę siły bezpieczeństwa zabiły co najmniej 10 osób, bombardując cztery dzielnice Tall Kalach, 150 km na północny zachód od Damaszku, blisko granicy z Libanem - poinformował jeden z działaczy na rzecz praw człowieka. Poprzednio informowano siedmiu zabitych.