Ustąpienia rządu domagali się demonstranci, którzy wyszli rano na ulice Chartumu, stolicy północnego Sudanu. Z kolei w Dżubie w południowej części kraju tysiące ludzi z radością przyjęło wstępne wyniki referendum w sprawie podziału kraju.

Atmosfera w Chartumie jest napięta. Rozpylono gaz łzawiący, a policja aresztuje każdego, kto rozmawia na ulicy przez telefon komórkowy. Funkcjonariusze zatrzymali 10 dziennikarzy z lokalnych mediów.

W Dżubie wśród 4 mln. głosujących aż 99, 5 proc. opowiedziało się za odłączeniem południa od północy kraju. Ludzie w końcu odzyskali swą godność i wolność - powiedział prezydent Salva Kiir. Wspomniał również o dwóch milionach ofiar, które straciły życie w wyniku trwającej ponad 22 lata wojny domowej między północą a południem kraju. Głosowanie to nie koniec, a początek ciężkiej pracy. Teraz wszystko zależy od was. Musimy się rozwijać i iść do przodu - zwrócił się do tłumu prezydent. Jednocześnie zaapelował o współpracę między północą i południem Sudanu.

Oficjalne wyniki zostaną ogłoszone w Chartumie 14 lutego. Na ten dzień grupy opozycjonistów z północy również zapowiedziały demonstracje.

Południowy Sudan będzie od lipca samodzielnym państwem i najprawdopodobniej będzie się ono nazywało Republika Południowego Sudanu.