Policja australijska zamierza wszcząć dochodzenie w sprawie śmierci dwóch zakładników, którzy zginęli w czasie szturmu policji na kawiarnię w Sydney. To tam przez 16-godzin uchodźca z Iranu przetrzymywał 17 osób. Łącznie w akcji zginęły trzy osoby (w tym napastnik), a 4 zostały ranne. Dziś z kolei w Canberze wszczęto alarm z powodu podejrzanej paczki znalezionej w stołówce australijskiego Departamentu Spraw Zagranicznych i Handlu. Personel został ewakuowany, nikomu nic się nie stało.

Ofiarami poniedziałkowej akcji są 34-letni mężczyzna, 38-letnia kobieta oraz napastnik, który zginął w konfrontacji z policją; został przewieziony do szpitala, gdzie lekarz oficjalnie stwierdził zgon.

34-letni mężczyzna, Tori Johnson, to menadżer kawiarni - poinformowała telewizja ABC. Pracował tam od 2012 roku. Według australijskich mediów zginął, gdy usiłował wyrwać napastnikowi broń z ręki.

Policja na razie nie potwierdziła tych informacji. Scipione zapowiedział dochodzenie, które wyjaśni, czy dwie zabite osoby zginęły w ogniu krzyżowym czy z ręki napastnika.

38-letnia kobieta, Katrina Dawson, była "jednym z naszych najlepszych i najinteligentniejszych adwokatów" - poinformowała izba adwokacka Nowej Południowej Walii. Pozostawiła troje dzieci. W kawiarni, która znajduje się w pobliżu sądów, była z dwoma kolegami.

Cztery kolejne osoby zostały ranne. Dwie z nich odniosły obrażenia niezagrażające życiu. Do szpitala przetransportowano też policjanta postrzelonego w twarz oraz kobietę z raną postrzałową barku. 

W kawiarni nie znaleziono materiałów wybuchowych. Ogółem napastnik przetrzymywał 17 zakładników - dodał.

"Odosobniony akt"

Motywy wzięcia zakładników nie zostały jeszcze wyjaśnione, ale policja określiła całe zajście jako "odosobniony akt" przemocy.

Szturm policji na kawiarnię, przeprowadzony po godz. 2 nad ranem we wtorek czasu miejscowego (po godz. 16 w poniedziałek czasu polskiego), zakończył ponad 16-godzinną gehennę zakładników.

Przed rozpoczęciem akcji policji z budynku uciekło kilka przetrzymywanych w nim osób. Następnie do szturmu ruszyli ciężko uzbrojeni policjanci, a do kawiarni skierowano robota-sapera.

Australijski portal informacyjny "Seven News" podał, że na szturm bez ostrzeżenia zdecydowano się, gdy policyjny system łączności przekazał komunikat o śmierci jednego z zakładników. Do kawiarni wrzucono granaty hukowe, by zdezorientować napastnika, po czym dwie grupy funkcjonariuszy weszły do środka i otoczyły mężczyznę.

Wcześniej policja potwierdziła jego tożsamość - to ok. 50-letni uchodźca z Iranu Man Haron Monis, w przeszłości skazany za pisanie nienawistnych listów do rodzin poległych za granicą żołnierzy oraz oskarżony o napaści na tle seksualnym i pomoc w zabójstwie swojej żony. Przebywał na wolności po wpłaceniu kaucji. W Australii mieszkał od 1996 r.

Według mediów porywacz zażądał rozmowy telefonicznej z premierem Australii Tonym Abbottem oraz dostarczenia flagi Państwa Islamskiego (IS), dżihadystycznego ugrupowania działającego w Iraku i Syrii. Policja, której negocjatorzy wcześniej nawiązali kontakt ze sprawcą, nie przekazała informacji o jego żądaniach i o to samo apelowała do mediów.

Australia wspiera militarnie działania międzynarodowej koalicji przeciwko dżihadystom z IS, którzy opanowali część Iraku i Syrii.

(abs)