Przed kalifornijskim sądem apelacyjnym w Los Angeles odbyło się w czwartek przesłuchanie w sprawie Romana Polańskiego. Pełnomocnicy reżysera złożyli wniosek o oddalenie sprawy. Sąd nie wydał orzeczenia. Raz jeszcze będzie analizował dokumenty i wnioski adwokatów.

Na zakończonej rozprawie trzej sędziowie przez ponad godzinę słuchali argumentów adwokatów i prokuratorów. Teraz ich zadaniem będzie zdecydowanie, czy zwrócić się do sędziego Sądu Najwyższego o rozważenie oddalenia sprawy bez obecności Polańskiego na sali sądowej. Oczekuje się, że sąd wyda decyzję do 90 dni.

Podobny wniosek w sprawie Polańskiego został odrzucony przez sąd w maju. Wówczas sędzia uznał, że nie może podjąć decyzji w tej sprawie, bo reżyser nie przyjechał do sądu. Dziś też go nie było, bo - jak wiadomo - przebywa w areszcie domowym w Szwajcarii.

Szanse na odstąpienie od ścigania Polańskiego są raczej niewielkie, gdyż reżyser przyznał się do winy. Nie oznacza to jednak, że reżyser musi zostać skazany. Może zostać wypuszczony na wolność, ale raczej dopiero po procesie, jaki odbyłby się, gdyby został przewieziony do USA.

76-letni obecnie Roman Polański został aresztowany na lotnisku w Zurychu 26 września na podstawie amerykańskiego nakazu aresztowania z 1978 roku. Wymiar sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych zarzuca reżyserowi, że w 1977 roku w willi aktora Jacka Nicholsona w Hollywood uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey. W stanie Kalifornia czyn lubieżny z nieletnią klasyfikowany jest automatycznie jako gwałt. Przed zakończeniem postępowania karnego w USA Polański zbiegł do Francji, by uchronić się przed spodziewaną karą więzienia.