Leonardo DiCaprio przeznaczył milion dolarów na ochronę ginących tygrysów. Hollywoodzki aktor wzbudził tym - i nie tylko tym - podziw premiera Rosji. Putin był również pod wrażeniem determinacji DiCaprio, który dotarł na "tygrysi szczyt" w Petersburgu pomimo awarii dwóch samolotów. To prawdziwy mężczyzna - ocenił rosyjski premier.

W samolocie rejsowym linii Delta, którym DiCaprio wyruszył z Nowego Jorku do Moskwy, zapalił się silnik i samolot awaryjnie lądował jeszcze w Ameryce. Aktor wynajął więc prywatny samolot, w którym paliwa wystarczyło tylko do Helsinek, ponieważ z powodu wyjątkowo silnego wiatru maszyna musiała uzupełnić zapas paliwa. Spóźniony aktor w końcu jednak dotarł szczyt, wzbudzający tym zachwyt Putina.

Pan DiCaprio tak po prostu nie przyjechał, on przedarł się jak przez linię frontu. Proszę o wybaczenie, ale u nas takich ludzi nazywają w społeczeństwie prawdziwymi facetami. Ktoś o słabszych nerwach powiedziałby, że po tym wszystkim może nie warto lecieć dalej. Ale pan DiCaprio nie należy do takich osób. Chciałbym podziękować za to, że pan przybył wbrew wszystkim tym przeciwnościom - powiedział premier Rosji Władimir Putin, gospodarz "szczytu". Leonardo DiCaprio zrewanżował się nie tylko okrągłą sumą miliona dolarów, ale przyznał, że w połowie jest Rosjaninem, chociaż nie zna po rosyjsku ani jednego słowa.

Do Petersburga zjechali przedstawiciele 13 krajów, w których żyją jeszcze na wolności tygrysy, aby opracować działania mające zapobiec wyginięciu tego gatunku. Wśród uczestników konferencji znalazło się pięciu premierów.

Szacuje się, że na świecie na wolności żyje niewiele ponad 3 tysiące tygrysów. W minionym stuleciu liczba krajów, w których występują te zwierzęta, zmniejszyła się z 25 do 13. Na szczycie w Petersburgu zapowiedziano podjęcie próby podwojenia światowej populacji tygrysów do 2022 roku.

Tygrysy na wolności żyją w Bangladeszu, Bhutanie, Birmie, Kambodży, Chinach, Indiach, Indonezji, Laosie, Malezji, Nepalu, Rosji, Tajlandii i Wietnamie.