Niespokojna noc w Gruzji. W Tbilisi doszło do zamieszek po tym, jak parlament przegłosował projekt ustawy o "agentach obcego wpływu". Według opozycjonistów rządzący chcą wprowadzić zmiany przypominające te stosowane w Rosji, które mocno uderzają w działalność różnych niezależnych organizacji. Zmiany krytykuje także Unia Europejska i USA. Policja w gruzińskiej stolicy użyła wobec protestujących gazu łzawiącego i armatek wodnych. Kilkadziesiąt osób zostało zatrzymanych, w tym lider jednej z opozycyjnych partii. "Przypomina to Majdan na Ukrainie" - mówi europosłanka Viola von Cramon-Taubade.

Projekt o stworzeniu ustawy o "zagranicznych agentach" oraz utworzeniu rejestru pojawił się w lutym. Podczas wczorajszego posiedzenia parlamentu przepisy przegłosowano. Przed budynkiem parlamentu przy alei Szota Rustawelego w Tbilisi zebrało się kilka tysięcy osób.

Policja zaczęła rozpraszać protestujących, używając przeciwko nim gazu łzawiącego i armatek wodnych. W pobliżu parlamentu funkcjonariusze mieli także użyć granatów hukowych. Protestujący z kolei rzucali butelkami, koktajlami Mołotowa i petardami. Po północy manifestujący próbowali się wedrzeć do budynku parlamentu.

Jak podaje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, zatrzymanych zostało 66 osób. Do aresztu trafili także politycy, w tym lider libertariańskiego ugrupowania Girczi Zurab Dżaparidze oraz jego partyjny kolega Nika Mosiaszwili.

MSW podkreśla, że rannych zostało około 50 funkcjonariuszy, kilku z nich wymagało interwencji chirurgicznej. Rannych zostało także wiele obywateli, aczkolwiek dokładnej liczby nie podano.

W mediach społecznościowych pojawiają się relacje o mdlejących protestujących, gdyż "ich płuca były wypełnione gazem łzawiącym". Niektórzy mówią, że policjanci "bezlitośnie bili" manifestujących. Członek Zjednoczonego Ruchu Narodowego Sofo Dżaparidze wzywał medyków, by pomagali.

Lekarze, ci z was, którzy są wiecu, podejdźcie proszę w okolice szkoły, potrzebujemy pomocy - apelował w mediach społecznościowych.

Dziś ma się odbyć kolejny protest. Musimy kontynuować walkę - mówił były minister, a obecnie poseł Giorgi Waszadze.

O co chodzi z ustawą o "agentach obcego wpływu"?

W połowie 2022 roku z rządzącej partii Gruzińskie Marzenie odłączyło się kilku posłów, którzy założyli własny ruch Siła Narodu. Przekonywali, że robią to, by móc "więcej mówić". Choć podają się za opozycjonistów, to ich retoryka jest w pełni zgodna z linią władzy.

W połowie lutego 2023 roku Siła Narodu skierowała projekt ustawy o przejrzystości "obcych wpływów" i zaproponowali utworzenie rejestru "agentów obcego wpływu" w Gruzji. Obejmowałby on wszystkie organizacje i media, które w ponad 20 proc. są finansowane z zagranicy. Za uchylanie się od tego obowiązku grozi kara pieniężna.

Już sam pomysł wywołał kontrowersje, gdyż od wielu lat podobne przepisy o "agentach zagranicznych" obowiązują w Rosji. Organizacje oraz media wpisane do rejestru w każdym artykule lub komunikacie muszą podkreślać, że jest to dzieło "agenta zagranicznego". To oczywiście miało na celu m.in. zniechęcenie Rosjan do czerpania informacji ze źródeł niefinansowanych przez Kreml oraz powiązanych z nim oligarchów.

Autorzy gruzińskiego projektu zapewniają, że do opracowywania ustawy korzystali z amerykańskiego prawa FARA (Foreign Agents Registration Act). Departament Stanu USA się tym nie zgodził, a jego przedstawiciel Ned Price powiedział, że przepisy opierają się raczej na ustawach z Rosji i Węgier.

Siła Narodu przekonywała, że ich przepisy są łagodniejsze niż amerykańskie. Ale po kilku dniach przedstawili nowy projekt - tym razem było to niemal dokładne tłumaczenie amerykańskiego FARA.

Oba projekty trafiły do parlamentu. Gruzińskie Marzenie zapowiadało, że najprawdopodobniej poprze "gruzińską" wersję, ale nie "amerykańską".

W Gruzji jest wiele zagranicznych inwestycji. Kraj jest o tyle specyficzny, że "bezpieczne" od rejestru o "agentach" są niemal wyłącznie organizacje finansowane przez najbogatszego człowieka w kraju i założyciela Gruzińskiego Marzenia Bidziny Iwaniszwilego.

Krytyka ze świata, Tbilisi się broni

Na przepisy spadła fala krytyki z całego świata. Ambasada USA w Tbilisi przegłosowanie ustawy nazwała "czarnym dniem dla gruzińskiej demokracji", a prawo określono jako "inspirowane przez Kreml". Projekt ustawy i żywa dyskusja wokół niego stawiają pod znakiem zapytania gotowość partii rządzącej do integracji euroatlantyckiej - napisano.

Szef dyplomacji Unii Europejskiej Josep Borrell powiedział, że przepisy stoją w sprzeczności z dążeniem Gruzji do członkostwa w Unii Europejskiej.

To prawo jest niezgodne z wartościami i standardami UE. Jest to sprzeczne z deklarowanym przez Gruzję celem przystąpienia do Unii Europejskiej, który popiera zdecydowana większość obywateli Gruzji. Jego ostateczne przyjęcie może mieć poważne konsekwencje dla naszych stosunków - podkreślił dyplomata.

Prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili zapowiedziała zawetowanie przepisów. Na jej nieszczęście - rządzące Gruzińskie Marzenie może to weto odrzucić w parlamencie.

Lider Gruzińskiego Marzenia Irakli Kobachidze zapowiedział, że ustawa zostanie przesłana do Komisji Weneckiej, by okazać "najwyższy szacunek dla instytucji europejskich". Powiązanie tej ustawy ze statusem kandydata (do UE) jest spekulacją - podkreślił, oskarżając przy okazji opozycję o "bolszewizm".