Przed sądem w niemieckim Garmisch-Partenkirchen stanął organizator ekstremalnego biegu na Zugspitze - górę, która ma blisko 3 tysiące metrów wysokości. Z sześciuset osób, które wzięły udział w zeszłorocznym wyścigu na najwyższy szczyt w Niemczech dwie zmarły z wycieńczenia, a dziesiątki kolejnych trafiły do szpitali.

Zdaniem śledczych wina organizatora miała polegać na niezapewnieniu odpowiedniej opieki lekarskiej na trasie, ale też dopuszczeniu do startu nieprzygotowanych amatorów. Wielu uczestników tego tragicznego wyścigu biegło w spodenkach i koszulkach z krótkim rękawem. Na starcie na poziomie tysiąca metrów w austriackim Ehrwaldzie było piętnaście stopni, ale już padał deszcz.

W czasie drogi w górę było coraz zimniej, aż zaczął sypać śnieg. Wtedy wiele osób nie wytrzymało. Musieli pojawić się ratownicy, najbardziej wyczerpanych i wychłodzonych zabierały helikoptery, ale dwóch osób nie udało się uratować. Kolejnych dziewięć mocno przez wyziębienie ucierpiało.

Organizator broni się twierdząc, że informował o śniegu w górach, a udział w biegu był dobrowolny. Dodaje, że każdy odpowiada za siebie, a już na pewno za swój strój. W lipcu oskarżony nie zaakceptował kary w wysokości 13,5 tysiąca euro.