Polski rząd opłaca w Ameryce firmę lobbingową, która związana jest z poprzednią władzą, czyli republikanami, a nie z rządzącymi od stycznia demokratami. Politolog z George Washington University w Waszyngtonie Steven Billet podaje konkretne kwoty. Przez rok ambasada wydała na usługi tych lobbystów 400 tysięcy dolarów.

Na pytanie o wydane sumy, polska ambasada w Waszyngtonie zwraca uwagę na wydatki innych ambasad, które są znacznie większe. Np. Emiraty Arabskie wydały 11 milionów, Wielka Brytania 6 milionów, Japonia 4 miliony. Pozostaje kwestia tego, czy nasi dyplomaci muszą korzystać z takiej pomocy, bo niektórzy politolodzy uważają, że dobry dyplomata nie potrzebuje takiego wsparcia.

Płacimy republikanom choć rządzą demokraci. W tej sytuacji do ekipy rządzącej mamy raczej słabe dojście. Robert Kupiecki ambasador RP w Waszyngtonie uważa jednak, że to nie ma znaczenia: Lobbing w Waszyngtonie nie rozpoznaje barw politycznych, nie rozpoznaje kolorów politycznych, ponieważ w działalność lobbystów pierwsze co się liczy to skuteczność. Po drugie kontakty, po trzecie umiejętność realizacji, czy załatwienia spraw zleconych im przez klientów. Siłą rzeczy, wąska definicja partyjna, czy wąskie określenie polityczne takiej firmy, skazuje ją na nieskuteczność.

Nietrudno jednak zauważyć, że Polska raczej oddala się ostatnio od Amerykanów. A kontakty naszych władz z administracją Obamy nie są takie jak za czasów Prezydenta Busha. Informacje o tym komu płacimy są jawne. Zapewne więc demokraci wiedzą komu płaci Polska.