Polak, który sprzedawał do USA środek chemiczny używany do czyszczenia urządzeń przemysłowych, został tam skazany w tym kraju na 20 lat więzienia za sprzedaż narkotyku. Mężczyzna twierdzi, że jest niewinny. Jego adwokat ma nadzieję na ponowny proces.

Maciej W. prowadził firmę Cleanstar24-Poland zajmującą się sprzedażą wysyłkową preparatu chemicznego GBL (gamma-Butyrolakton) używanego do czyszczenia urządzeń przemysłowych, głównie kół samochodowych. Za pośrednictwem portalu internetowego jego firma, będąca filią działającego w Niemczech przedsiębiorstwa Cleanstar24-Germany, sprzedawała produkt także za granicę - między innymi do USA.

GBL, podobnie jak pochodny środek GHB, bywa też jednak stosowany jako substancja odurzająca o działaniu podobnym do alkoholu. W Polsce nie ma żadnych ograniczeń dotyczących jego sprzedaży, ale w USA został zaklasyfikowany jako "substancja kontrolowana". Oznacza to, że wolno ją tam sprzedawać jako preparat czyszczący, ale nie środek do konsumpcji. Maciej W. wysyłał do USA partie GBL zaopatrzone w etykietki informujące, że jest to środek czyszczący i ostrzegające, że nie służy do konsumpcji. Niektóre przesyłki zostały zatrzymane przez amerykański urząd celny. Kiedy W. dopytywał o powód, urząd odmówił wyjaśnień.

Kilka lat temu aresztowano w Niemczech prowadzącego tam firmę Cleanstar24-Germany Amerykanina Briana Langa pod zarzutem sprzedaży preparatu GBL jako narkotyku. Został skazany na pięć lat więzienia. Natomiast w 2007 roku funkcjonariusze amerykańskiej Agencji ds. Walki z Narkotykami (DEA) aresztowali w USA stałego klienta Macieja W., Briana Randa. Postawiono mu zarzut sprzedaży GBL do konsumpcji. W śledztwie Rand podał agentom DEA informacje o polskim nadawcy przesyłek, dzięki czemu został potraktowany łagodniej - w grudniu 2007 roku usłyszał wyrok siedmiu lat więzienia.

DEA zajęła się teraz mieszkającym w Polsce Maciejem W., który nie wiedział o aresztowaniu i skazaniu Randa. W styczniu 2010 roku W. wraz z żoną i 6-letnim synem przyleciał po raz pierwszy do USA. Na lotnisku w Chicago został aresztowany. Żonę i syna tego samego dnia odesłano do Polski, unieważniając im wizy.

W marcu 2010 roku przed sądem na Florydzie odbył się proces Polaka. Jako świadek oskarżenia wystąpił między innymi Brian Rand, który jednak na rozprawie go nie obciążył. Jednym z dowodów oskarżenia był e-mail wysłany do W. przez agenta DEA Justina Duralię, który po aresztowaniu Briana Randa podszył się pod tego Amerykanina. Jako rzekomy Rand Duralia napisał m.in., że od otrzymania ostatniej przesyłki od Polaka, niektórzy ludzie skarżą się na smak kupowanego preparatu. W odpowiedzi Maciej W. napisał, że nie wie, o co chodzi nadawcy, i zapytał, czy nadal jest on zainteresowany kupnem.

Na procesie powołany przez obronę ekspert zeznał, że Polacy o ograniczonej znajomości angielskiego mylą często słowo "taste" ze słowem "test". Tak też bronił się na rozprawie W. Nie przyznał się do winy i oświadczył, że chociaż wie, iż GBL może być stosowany jako "party drug" (narkotyk imprezowy), był przekonany, iż jego produkt sprzedawany jest w USA jako środek do czyszczenia kół. Podkreślił, że na paczkach z GBL znajdowały się ostrzeżenia, że nie można go spożywać.

Według sędziego, przekonanie o "rozmyślnej ignorancji" oskarżonego - polegającej na tym, że tylko udaje, iż nie wiedział, do czego wykorzystywany jest w USA sprzedawany przez niego produkt - wystarczy dla uznania go za winnego. Ława przysięgłych postąpiła zgodnie z instrukcją i ogłosiła werdykt: "winny". Sędzia skazał W. na 20 lat więzienia.

Prowadzący sprawę apelacyjną W. adwokat Nathaniel K. Hsieh napisał w uzasadnieniu wniosku o unieważnienie wyroku, że władze nie dowiodły wystarczająco, iż oskarżony miał zamiar sprzedawać GBL jako narkotyk i że miał świadomość, iż jako taki jest sprzedawany. Podkreślił też, że wyrok 20 lat więzienia kilkakrotnie "narusza standardy rozsądnej kary". Zwrócił uwagę, że wyrok wydano m.in. na podstawie błędnie skalkulowanej, zawyżonej przez sąd, ilości preparatu GBL wysłanego przez W. do USA. Podkreślił również, że w innych podobnych sprawach o handel narkotykami - w tym kokainą - ten sam sąd wydawał znacznie łagodniejsze wyroki.

Dowody przedstawione przez sąd nie wskazują, by W. świadomie sprzedawał narkotyki. Sędzia nie powinien instruować ławy przysięgłych w taki sposób, w jaki to zrobił. Pewne dowody przeciw W., jak taśma wideo rzekomo dowodząca jego udziału w grupie przestępczej, w ogóle nie powinny być dopuszczone na procesie. Tak surowy wyrok nie jest sprawiedliwy. Mam nadzieję na nowy proces - powiedział mecenas Hsieh.