Rząd Tunezji wprowadził w stolicy kraju, godzinę policyjną. Będzie obowiązywać do odwołania od godz. 20 do 6 rano. W Tunezji od prawie miesiąca trwają protesty przeciwko bezrobociu i korupcji. Na ulicach miast pojawiło się wojsko.

Rząd prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego chciał uspokoić nastroje, dymisjonując ministra spraw wewnętrznych i zwalniając wszystkich aresztowanych podczas zamieszek, "z wyjątkiem tych, którzy dopuścili się wandalizmu".

W Safakis, mieście położonym na wschodnim wybrzeżu, 300 km od Tunisu rannych zostało pięciu demonstrantów. Policja, żeby rozpędzić tłum strzelała gumowymi kulami.

Wysoka komisarz Narodów Zjednoczonych ds. praw człowieka Navy Pillay zaapelowała do tunezyjskiego rządu o przeprowadzenie dochodzenia w sprawie "nadmiernego użycia siły" ."Nieproporcjonalne" użycie siły przez policjantów w Tunezji potępiła też rzeczniczka szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton. We amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton mówiła o "zaniepokojeniu w związku z kłopotami i niestabilnością" w Tunezji.

Przed wyjazdami do Tunezji ostrzegło kilka państw. Niemcy ostrzegają przed "porwaniami i atakami", a Hiszpania wzywa swoich obywateli do omijania środkowej Tunezji i zachowania ostrożności w rejonach turystycznych na wybrzeżu. Duńskie MSZ ostrzega przed niebezpieczeństwem ataków terrorystycznych na zagraniczne przedstawicielstwa w Tunezji.

Społeczna rewolta wybuchła 17 grudnia po samospaleniu młodego Tunezyjczyka. 26-letni Mohamed Bouazizi podpalił się przed budynkiem rządowym w Sidi Bouzid na znak protestu przeciwko bezrobociu; policja skonfiskowała mu wózek z warzywami i owocami.