Otwarli swe serca dla ludzi w potrzebie, teraz nie mogą wejść do własnego domu – brytyjskie media piszą o rodzinie zastępczej, u której mieszkał 18-latek podejrzany o podłożenie bomby w londyńskim metrze.

Otwarli swe serca dla ludzi w potrzebie, teraz nie mogą wejść do własnego domu – brytyjskie media piszą o rodzinie zastępczej, u której mieszkał 18-latek podejrzany o podłożenie bomby w londyńskim metrze.
Według doniesień, w ogrodzie domu Jonesów znaleziono ślady materiałów wybuchowych /WILL OLIVER /PAP/EPA

Państwo Ronald i Penelopa Jones są emerytami. Mieszkają w cichym miasteczku Sunbury-on-Thames w hrabstwie Surrey. Od soboty ich dom jest przeszukiwany przez policyjnych ekspertów. Postawiono przed nim namiot do dokonywania ekspertyz chemicznych. Pilnują go uzbrojeni policjanci.

Brytyjczycy od czterdziestu lat opiekują się cudzymi dziećmi. Mają sześcioro swoich, niemniej w ich domu znalazło schronie prawie 300 sierot i dzieci pochodzących z rozbitych rodzin. Zawsze swoich podopiecznych obdarzali pełnym zaufaniem.

Osiem lat temu za swe zasługi otrzymali od królowej Elżbiety II order Członka Brytyjskiego Imperium. To wyróżnienie dla ludzi naprawdę wyjątkowych.

Według doniesień, w ogrodzie domu Jonesów znaleziono ślady materiałów wybuchowych. Tak twierdzą sąsiedzi, którzy nazywają parę emerytów podporą lokalnej społeczności. Są powszechnie lubiani.

Jonesowie szczególnie pomagali dzieciom, które miały za sobą dramatyczne przeżycia. Co najmniej ośmioro wychowanków pochodziło z krajów objętych konfliktem. Są wśród nich Syryjczycy.

Jak donoszą media, 18-latek, który dzień po zamachu aresztowany został w porcie Dover, przyjechał do Wielkiej Brytanii z Iraku trzy lata temu. Trafił na Wyspy po śmierci rodziców. Drugi aresztowany mężczyzna, 21-letni Yahya Faroukh, był z nim związany. W pewnym okresie również przewinął się przez dom Jonesów. Ostatnio mieszkał na obrzeżach lotniska Heathrow. Adres ten jest od wczoraj także obiektem policyjnego dochodzenia.

Sąsiedzi pary Brytyjczyków mówią o licznych kłopotach z wychowankami. Sugerują nawet, że Jonesowe nie dawali sobie z nimi rady. Często przychodzili tam dziwni ludzie. Mówili po arabsku. Cały czas rozmawiali przez komórki - powiedział dziennikarzom jeden z sąsiadów.

Ronald i Penelopa Jonesowie są poważani w miasteczku. Jeśli policja potwierdzi, że w domu emerytów znaleziono ślady materiałów wybuchowych, będzie to dla nich podwójny dramat.


(j.)