UE będzie dalej procedować krytykowany przez polskie władze pakt migracyjno-azylowy. Przewiduje on między innymi obowiązkową solidarność, czyli wybór między relokacją migrantów, kontrybucją finansową w wysokości 20 tys. euro za nieprzyjętego migranta, a wsparciem operacyjnym. Do tej pory Niemcy wraz z grupą krajów (była wśród nich także Polska, ale z zupełnie innych powodów) blokowały prace. Dzisiaj Berlin wycofał swój sprzeciw.

Teraz Rada Unii Europejskiej będzie mogła rozpocząć negocjacje z Parlamentem Europejskim, tak aby sfinalizować porozumienie do końca tego roku. Chodzi o to, żeby przepisy paktu migracyjnego mogły wejść w życie przed przyszłorocznymi wyborami do PE.

To przyśpieszenie skrytykował wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Bartosz Grodecki.

Czy rzeczywiście to tempo, które zostało przejęte, czy rzeczywiście ta konieczność przyjęcia tego paktu z końcem kadencji tego PE, sprawi, że rozwiążemy swoje problemy migracyjne? - pytał retorycznie Grodecki i sam sobie odpowiadał: "Moim zdaniem tak nie będzie".

Polski wiceminister wypomniał także Unii przyjęcie pakietu w - jak się wyraził - "trybie poza konkluzjami". Chodzi o to, że polskie władze są przekonane, że o przyjęciu  paktu powinna decydować Rada Europejska, gdzie Polska ma prawo weta.

Pakt został przyjęty przez Radę UE 8 czerwca większością kwalifikowaną głosów, gdzie Polska i Węgry zostały przegłosowane.

Opracowanie: