Premier Węgier Viktor Orban zaapelował do krajów Unii - głównie Francji - by wycofały się z krytyki węgierskiej ustawy medialnej. Podkreślił, że nie ma w niej ani jednego zapisu, którego nie byłoby w ustawach innych państw. Węgry nie zaakceptują dyskryminacji - podkreślił.

W tej ustawie nie ma ani jednego rozwiązania, którego nie byłoby w innych krajach europejskich - powiedział Orban podczas konferencji prasowej z korespondentami z Brukseli w Budapeszcie. Dodał, że Węgry nie zaakceptują żadnej dyskryminacji, i podkreślił, że nie może sobie wyobrazić sytuacji, by Węgrom kazano zmienić ten czy inny aspekt prawa, jeśli tych samych zmian nie będzie wymagało się od innych państw. Zastrzegł jednak, że jeśli Komisja Europejska znajdzie błędy prawne w ustawie, wskazując na niezgodności z prawem europejskim, to Węgry zastosują się do tych rekomendacji. Jeśli nie mamy racji, to poprawimy - takie są zasady gry - stwierdził.

Węgierska ustawa medialna zdominowała pierwszy tydzień węgierskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Orban przyznał, że "to zły start prezydencji". Kto chciałby zacząć w ten sposób? - pytał retorycznie. Nie dał się jednak sprowokować dziennikarzom i nikogo nie oskarżył. Atakujecie mnie i nic na to nie mogę poradzić. Będę natomiast bronić prawa, które przyjęliśmy i uznajemy za doskonale, a cały świat je krytykuje - podkreślił.

Szef węgierskiego rządu ocenił ponadto, że krytyka ze strony rządów innych państw Unii, a zwłaszcza francuskiego i niemieckiego była "niepotrzebna i przedwczesna". Według niego, Francja powinna "wrócić do rzeczywistości", jeśli chodzi o swój krytycyzm. Orban zauważył, że Berlin skorygował już swe pierwsze negatywne reakcje. Oczekuję, że Francja zrobi to samo - powiedział.

Podkreślił też, że mniej przejmuje się krytyką prasy, w której miał zostać przyrównany do Władimira Putina i Aleksandra Łukaszenki. Przypomniał, że kiedy rządził po raz pierwszy w latach 1998-2002, to porównywano go do Hitlera. Sami oceńcie, czy nastąpił postęp - ironizował, podkreślając, że Węgry to demokratyczny kraj, a on sam wygrał w wolnych i uczciwych wyborach, których legalności nikt nie zakwestionował. Takie porównania są niesprawiedliwe i obrażają Węgrów. Węgry to kraj, który sam wygrał z komunizmem, bez presji z zewnątrz. To nasze własne dziecko - powiedział.

Sprawa węgierskiej ustawy medialnej "zostanie poruszona" w piątek podczas spotkania kolegium KE z węgierskim rządem w Budapeszcie. Komisja Europejska ma wątpliwości zwłaszcza co do niezależności powołanego przez ustawę organu nadzorującego.

W środę KE dostała z Budapesztu oficjalną, przetłumaczoną wersję ustawy, która liczy 196 stron. Zastrzegła jednak, że ze względu na rozmiary skomplikowanego tekstu jego analiza może potrwać kilka tygodni, a nawet kilka miesięcy. W każdym razie na pewno nie będzie ona gotowa na piątek, kiedy Komisja odbędzie w Budapeszcie wspólne posiedzenie z węgierskim rządem.

Celem prowadzonej przez KE analizy jest sprawdzenie, czy ustawa jest zgodna z prawem Unii. Po pierwsze, w jaki sposób realizuje ona swój formalny cel, czyli wdraża do węgierskiego prawa unijną dyrektywę audiowizualną z 2007 roku, a po drugie, czy jej przepisy są zgodne z Traktatem UE, unijną Kartą Praw Podstawowych oraz różnymi dyrektywami i rozporządzeniami. Od tego KE uzależnia ewentualne formalne wszczęcie procedury karnej za łamanie unijnego prawa.