Tysiace ludzi straciło życie w Nowym Jorku - oświadczył burmistrz Nowego Jorku Rudolph Giuliani. W wyniku uderzenia samolotów w dwa nowojorskie wieżowce World Trade Center i ich zawalenia się życie straciło wielu ludzi.

"Zaczęła się szalona gonitwa po wszystkich alejach na zachodniej stronie Manhattanu. Ludzie popadli w histerię, wołając Umrzemy. Wielka chmura dymu i pyłu przesunęła się wzdłuż alei, zdawało się, że pochłonie każdego" - tak jeden ze świadków zapamiętał zawalenie się pierwszego budynku w ponad godzinę po uderzeniu samolotu. Samolot uderzył w pierwszy wieżowiec około godziny 8.45 rano czasu lokalnego (14.45 czasu polskiego). Według świadków, jeszcze przed runięciem obu gmachów z wyższych kondygnacji spadały ludzkie ciała. Tragedię spowodowały maszyny należące do

linii American Airlines. Towarzystwo to poinformowało o stracie dwóch samolotów, lecących ma trasach Boston-Los Angeles i Waszyngton-Los Angeles. Skutki uderzeń były tym bardziej niszczycielskie, że samoloty zatankowano na długie, transkontynentalne loty. Według American Airlines, w obu samolotach znajdowało się łącznie 156 ludzi.

Oba wieżowce, które liczą po 110 kondygnacji, zamieniły się po zawaleniu w stos gruzów. Katastrofa tym bardziej skomplikowała akcję ratowniczą, że w jednym ze zniszczonych wysokościowców mieściło się miejskie centrum przeciwdziałania klęskom żywiołowym. Burmistrz Giuliani oświadczył w telewizji New York 1, że nie było żadnego ostrzeżenia o ataku. Zalecił ewakuację znacznej części dolnego Manhattanu. Jednocześnie powiadomił o odłożeniu prawyborów kandydatów na jego następcę, które miały się rozpocząć właśnie dzisiaj.

19:00