Jutro jest święto przywódców USA. Już od wczoraj, podczas imprez w całym kraju, mieszkańcy Stanów Zjednoczonych wspominają swoich prezydentów. Najwięcej mówi się o tym obecnym. Barack Obama, który miał dokonać cudu gospodarczego, wyciągnąć Stany Zjednoczone z kryzysu i zakończyć misje w Iraku i Afganistanie, musi powoli wycofywać się ze swoich obietnic.

Koniec misji w Iraku stoi pod znakiem zapytania. Szef Pentagonu nie ukrywa, że tamtejsze wojsko nie będzie w stanie zapewnić bezpieczeństwa obywatelom. Obecnie w tym kraju jest 47 tysięcy żołnierzy armii Stanów Zjednoczonych. Od stycznia miałoby ich być tylko 150. Irackie władze nie będą w stanie zabezpieczyć nawet przestrzeni powietrznej - stwierdził Robert Gates.

Kolejny punkt, to baza wojskowa na Kubie, która miała zostać zamknięta. Na pewno nie stanie się to w najbliższym czasie. Nici z reformy zdrowia, bo sądy wskazują, że jest ona niezgodna z konstytucją.

Reforma imigracyjna, na którą czekały miliony nielegalnych imigrantów pozostaje nadal w sferze marzeń. Trudno też znaleźć na ulicy kogoś kto powie, że nie odczuwa skutków kryzysu. Barack Obama nie ma więc chyba powodów do świętowania.