Do potężnej eksplozji doszło późnym wieczorem w zakładach chemicznych w miejscowości Ritterhude, w pobliżu Bremy na północy Niemiec. Jak poinformowała miejscowa policja, ciężko ranna została jedna osoba. Do eksplozji doszło w zakładach zajmujących się utylizacją odpadów.

Według policji, ciężko ranny został jeden z pracowników, a kolejnego uznano za zaginionego. Niewykluczone jednak, że chodzi o tę samą osobę. Jak poinformowały lokalne władze, kilkudziesięciu mieszkańców okolicznych domów ma niegroźne obrażenia.

Wybuch było słychać w odległości wielu kilometrów. Później pożar niemal całkowicie zniszczyły budynki zakładowe. Eksplozja uszkodziła również około 40 pobliskich domów. Fala uderzeniowa wyrywała okna, drzwi, a nawet zrywała dachy. Ewakuowano mieszkańców domów, które grożą zawaleniem.

Na miejscu jest około 350 strażaków, policjantów i ratowników. Po czterech godzinach strażakom udało się opanować pożar, ale gaszenie ognia potrwa jeszcze kilka godzin.

Lokalne media poinformowały, że strażacy nie odkryli w powietrzu żadnych toksycznych oparów. Władze poleciły jednak mieszkańcom 15-tysięcznego Ritterhude, by pozostali w domach.

W ruinach są wciąż niebezpieczne substancje. Pomiary wskazują, że w powietrzu nie ma niebezpiecznych oparów, ale właściciel mówi, że wśród odpadów do utylizacji są też te wymagające szczególnej uwagi. W tej chwili trwa ich namierzanie i zabezpieczanie.

Mężczyzna, który został wydobyty z palącego się budynku, jest poważnie poparzony. Przyjechał w nocy do fabryki na kontrolę, bo dostał wysłaną przez system informację o usterce. Możliwe, że ten komunikat na jego telefonie pomoże wyjaśnić przyczyny ogromnego wypadku. 

(mpw)