W niewielkiej hucie znajdującej się na terenie elektrowni atomowej doszło do rozerwania pieca służącego do przetapiania metalu. Nieznacznie został uszkodzony budynek, w którym stał piec. Trzech robotników zostało ciężko poparzonych; jeden z nich zmarł.

Zdaniem władz, incydent w żaden sposób nie wpłynął na stan samej elektrowni. Co więcej reaktor położony najbliżej huty jest od zeszłego roku wyłączony, ponieważ trwa tam kapitalny remont.

Nie ma także skażenia radioaktywnego po wybuchu - tak przynajmniej twierdzą rosyjskie władze. Jak uspokaja ponadto ministerstwo obrony cywilnej, o incydencie mówiono już wczoraj; ponieważ do zdarzenia doszło około godziny pierwszej w nocy.

Jak dowiedział się reporter RMF Krzysztof Zasada, w Sankt Petersburgu nie wprowadzono żadnych środków bezpieczeństwa. Nawet lokalne media w Petersburgu poświęcają bardzo mało miejsca temu wybuchowi. Niewiele osób wie o tym co się wydarzyło. Jak przekonywał reportera RMF Danił Wazwyszajew, szef jednej z petersburskich firm nie ma powodu, aby się niepokoić. Informacje wywołały także nikły odzew wśród mieszkańców. Większość nie ma nawet pojęcia o tym co się wydarzyło:

Rano miejscowe władze wydały komunikat w sprawie awarii. Lokalny oddział Agencji Atomistyki zapewnia, że nie ma niebezpieczeństwa skażenia radioaktywnego.

W Polsce brak śladów skażenia

Czujniki radiacji rozmieszczone w północno-wschodniej Polsce nie wykazują żadnego skażenia - uspokaja Krzysztof Łaźny z Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Białymstoku. Centrum ma też stały kontakt z Państwową Agencją Atomistyki, która również nie odnotowała choćby śladowego wzrostu poziomu radiacji. Agencja jest częścią europejskiego systemu monitoringu radiacji i gdyby tylko jeden z partnerów odnotował skażenie, wszyscy zostaliby o tym błyskawicznie poinformowani.

Potwierdza to w rozmowie z RMF wiceprezes Państwowej Agencji Atomistyki - Witold Łada: