Prywatny minister, czyli Radosław Sikorski wysyła video z nagraniem swojego poparcia dla kampanii prowadzonej przez grupę eurodeputowanych na rzecz odebrania Francji siedziby Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. Jedna siedziba europarlamentu to słuszny postulat, ale niesłychanie drażliwy dla Francji.

Trudno dociec w czyim imieniu Radosław Sikorski się wypowiadał w tej budzącej kontrowersje w Paryżu sprawie. O nagraniu wideo dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon dowiedziała się od eurodeputowanego Platformy Obywatelskiej Krzysztofa Liska, bo to on jest w komitecie zarządzającym kampanią na rzecz jednej siedziby europarlamentu.

Poseł najpierw chwali się, że uzyskał na cele środowej konferencji publiczną wypowiedź ministra Sikorskiego (bo minister osobiście nie mógł się zjawić): Między innymi wypowiedział się publicznie minister Radosław Sikorski. Chwilę później, gdy pada pytanie czy to oznacza, że Polska zajęła stanowisko w tej kontrowersyjnej sprawie - wycofuje się: Minister Sikorski wypowiedział się jako Radosław Sikorski. Nie jako minister spraw zagranicznych w imieniu Polski. To jest jego prywatna opinia. On to zaznaczył.

W nagraniu wideo minister Sikorski niczego takiego wcale nie zaznacza. W dodatku sam tytuł materiału, który organizatorzy seminarium umieścili już na youtubie wyraźnie mówi, że jest to video "ministra Radosława Sikorskiego", a nie osoby prywatnej.

Stanowisko MSZ

Z Ministerstwa Spraw Zagranicznych otrzymaliśmy oficjalne stanowisko: W filmie prezentowanym  na Youtubie minister Radosław Sikorski prezentował oficjalne stanowisko Rządu RP.

Nicolas Gros: "Jeżeli minister wypowiada się publicznie, to wyraża swoją opinię jako minister rządu"

Katarzyna Szymańska-Borginon: Oglądałeś video. Polski eurodeputowany, który wyraźnie namówił ministra Sikorskiego do przesłania go na seminarium poświęcone jednej siedzibie PE, twierdzi, że "to prywatna wypowiedź" ministra. Tak to odebrałeś ?

Nicolas Gros, francuski dziennikarz, korespondent "Ouest-France" w Brukseli, wieloletni obserwator europejskiej sceny politycznej, autor poczytnego bloga poświęconego polityce zagranicznej i obronnej UE na www.bruxelles2.eu: Wypowiedź prywatna ministra na wideo, nie jest możliwa. Albo ktoś wypowiada się publicznie, albo nie. Póki co Sikorski jest ministrem spraw zagranicznych Polski i dla mnie jest to wypowiedź ministra spraw zagranicznych Polski. We Francji mieliśmy ministra obrony Jean-Pierre Chevenement, który mówił: "minister albo trzyma język za zębami, albo podaje się do dymisji...". Wydaje mi się, że formuła ta jest jasna. Jeżeli minister wypowiada się publicznie, to wyraża swoją opinię jako minister rządu. I nie można się chować za sformułowaniami "to wypowiedź prywatna".

W jaki sposób ta wypowiedź polskiego ministra może być odebrana we Francji?

Dla władz francuskich nie ma wątpliwości: Strasbourg jest zapisany w traktacie UE, jeżeli ktoś chce to zmienić, to musi zmienić traktat UE. A do tego trzeba jednomyślności. Jeżeli Polska chce podjąć tego typu inicjatywę, to musi zainicjować zmiany traktatowe, tylko trzeba wiedzieć jakie będą tego konsekwencje...

Jakie?

Jeżeli renegocjuje się traktat, to otwiera się pole do renegocjowania wszystkiego, także tego co dla Polski jest ważne. Warszawa ma na przykład u siebie agencję FRONTEX, która zajmuje się walką z nielegalną imigracją. Można więc wówczas stwierdzić, że nie ma żadnego uzasadnienia dla tej siedziby w Warszawie, ani politycznego, ani operacyjnego, ani ze względu na bliskość granic. A więc przenieśmy FRONTEX dla Brukseli. To całkiem rozsądne, bo trzeba oszczędzać, przenieśmy także 30 różnych agencji, które znajdują się w różnych krajach do Brukseli. Kto się na to zgodzi ? Trzeba bardzo uważać, gdy rozpoczyna się tego typu debatę, bo odpryski mogą być bolesne...

Dlaczego utrzymanie siedziby Parlamentu Europejskiego w Strasburgu jest dla Francuzów tak ważne?

Ma na pewno znaczenia historyczne. Strasburg leży przy granicy francusko-niemieckiej. Podczas wojny dla wojsk francuskich priorytetem było wyzwolenie kraju "do Strasburga". Dzisiaj, to już raczej kwestia równowagi między Francją a Niemcami i francusko-niemieckiego pojednania. Pojednanie było właśnie podstawą dla twórców dzisiejszej Unii Europejskiej. Bez francusko-niemieckiego pojednania nie byłoby dzisiejszej Unii. Dla Francuzów to po prostu symbol ich udziału w Unii Europejskiej. I w końcu to także kwestia rozkładu sił w Unii Europejskiej. Trzeba coś pozostawić krajom, bo póki co Unia Europejska nie jest jeszcze państwem federalnym. Władza musi być wciąż jeszcze dzielona między kraje. Konsekwencją tego co mówi Sikorski jest zlikwidowanie państw w ogóle, włącznie z Polską. Sądzę, że Polska jest ostatnim krajem, który by chciał zostać w ten sposób zlikwidowany. Unia Europejska jest bardziej skomplikowana niż Stany Zjednoczone, także kosztowniejsza. Jeżeli jednak zdecydowaliśmy, że narody będą istniały, natomiast "uwspólnotowimy" wszystko co się da, a resztę pozostawimy krajom, to trzeba im zostawić także część kompetencji. Oczywiście koszty to ważna kwestia, ale trzeba uważać, gdy sprawa kosztów dotyka spraw dotyczących narodów. Czy mamy likwidować rządy 27 krajów, bo tylko jeden z siedzibą w Brukseli byłby tańszy...?

Pomysł przeniesienia siedziby PE pojawił się 6 lat temu

Eurodeputowani pracują w Strasburgu, głównej siedzibie parlamentu, gdzie odbywają się sesje plenarne oraz w Brukseli, gdzie obradują komisje oraz mają miejsce minisesje. W Luksemburgu urzęduje natomiast sekretariat generalny, biblioteka i zaplecza techniczne PE. Posłowie, asystenci i urzędnicy Parlamentu raz w miesiącu przenoszą się więc do Strasburga. Urzędnicy pakują dokumenty do skrzyń, które następnie specjalnym transportem są tam dowożone. Urzędnicy i asystenci jadą najczęściej samochodami z Brukseli, europosłowie z reguły przyjeżdżają bezpośrednio ze swoich krajów od razu do Strasburga.

Koszty tych przenosin wyliczono na 180-200 mln euro. rocznie. Po raz pierwszy cyfry te padły w 2006 roku, bo walka o jedną siedzibę dla Parlamentu Europejskiego nie jest nowa. Szwedzka eurodeputowana Cecylia Malstrom zainicjowała słynną akcję internetową w 2006 roku pod hasłem "One seat". Zebrała 1,2 mln podpisów w całej UE i złożyła je wraz z petycją do Parlamentu Europejskiego. Sprawa utknęła w martwym punkcie.

Zapis, że Parlament Europejski ma 3 miejsca pracy znajduje się w Traktacie UE a to oznacza, że tylko szefowie państw i rządów 27 krajów mogą podjąć decyzję o zmianie i muszą to zrobić - jednomyślnie. Dla Francji siedziba w Strasburgu to sprawa symboliczna i nie zamierza ustąpić. Zresztą żaden z rządów (poza brytyjskim) nie zajął w tej sprawie oficjalnego stanowiska. Cecylia Malstrom, gdy została ministrem ds. europejskich w szwedzkim rządzie też zaniechała walki.

Sprawa rozgrywa się na razie wyłącznie na płaszczyźnie społeczeństwa obywatelskiego oraz w gremium eurodeputowanych. Brytyjski eurodeputowany Edward McMillan-Scott przejął pałeczkę po Malstrom i rozpoczął w Parlamencie Europejskim akcję pod hasłem "Single seat". Do kampanii włączyło się szczególnie dwoje polskich eurodeputowanych : Krzysztof Lisek (PO) oraz Lidia Geringer de Oedenberg (SLD). W dobie kryzysu, gdy wszyscy muszą zacisnąć pasa, liczba zwolenników jednej siedziby w europarlamencie rośnie.

W sprawozdaniu budżetowym 23 października udało się przyjąć poprawkę znaczną większością głosów nawołującą do ustanowienia jednej siedziby Parlamentu. Autorką propozycji była poseł Lidia Geringer de Oedenberg. Twórcy kampanii chcą zwrócić się do Rady UE o zmianę Traktatu. Zwolennicy jednej siedziby PE sami jednak przyznają, że to nie jest sprawa "na już". Mimo większego prawa do inicjatywy, jaką dał eurodeputowanym Traktat z Lizbony, to jednak nie oni zadecydują o miejscu swojej siedziby, ale rządy krajów UE i to jednomyślnie.