Zakazać parkowania w centrum? Poszerzyć chodniki? Zlikwidować przejścia podziemne? Wiadomo dokładnie, jak projektować miasta, by mieszkańcy i turyści chcieli w nich spędzać jak najwięcej czasu. O tym wszystkim możecie przeczytać w weekendowym magazynie "Dziennika Gazety Prawnej".

Jest upalne lato. Kilkuletnia córka duńskiej pary Ingrid i Jana Gehlów, psycholożki i urbanisty, biega po głównym placu włoskiej Sieny. Piazza del Campo po brzegi wypełniają ludzie. I choć to środek tygodnia i normalny dzień pracy, ta przestrzeń bardziej przypomina nadmorską plażę w szczycie sezonu niż centrum miasta. Ludzie siadają, a nawet kładą się na chodnikach. Leniwie spacerują i rozmawiają z mijanymi osobami. Zmęczeni słońcem nierzadko wstępują do jednej z kilkunastu kawiarni, które pootwierano dookoła placu. Każdy ich ruch obserwują i skrupulatnie opisują Gehlowie. Interesuje ich wszystko: czy mieszkańcy i turyści chętnie stoją w cieniu? Kiedy szukają słońca? Jak się zachowują, gdy psuje się pogoda i zaczyna padać deszcz? Co robią, gdy mocno wieje? Co ich skłania do tego, by zwolnić kroku? A co, by zatrzymać się na kilka minut? W ten sposób Gehlowie już w latach 60. XX wieku tworzą mapę ludzkich zachowań, która ma dać odpowiedź na pytanie: dlaczego niektóre miasta są tak przyjazne, a inne wręcz odpychające. I udaje się im. Dziś dobrze wiedzą, jak projektować przestrzeń publiczną, by skupiała ona ludzi i by ci chcieli w niej przebywać jak najdłużej.

Okazało się, że w ciągu 50 lat nikt nie zajmował się systematycznym badaniem środowiska przyjaznego homo sapiens - powie potem w wywiadzie dla Amerykańskiego Stowarzyszenia Architektów Przestrzeni prof. Jan Gehl. Teraz także autor książki "Miasta są dla ludzi" i "Życie między budynkami" oraz miejski konsultant zatrudniany przez władze m.in. Nowego Jorku, San Francisco i Melbourne. Nadal jednak zdecydowanie więcej wiemy o siedliskach goryli górskich, tygrysów syberyjskich i pand niż o środowisku, w którym żyją ludzie - będzie przekonywał.

Twardo będzie też obstawał, że życie w miastach nie polega na przemieszczaniu się z punktu A do punktu B, do czego zostało sprowadzone. A czego efektem jest coraz większa prywatyzacja życia - jeździmy do pracy samochodami, zamykamy się w klimatyzowanych biurach, a wieczorami tkwimy w mieszkaniach. Miasto to też nie zbiór budynków, sieć autostrad i dróg, których układ nierzadko ilustruje główne błędy w polityce rajców i drogowców, do których zaliczyć można m.in.: kilka pasów dla samochodów, bo miasto się przecież korkuje. Parkowanie na chodnikach, bo parkingów podziemnych nie ma nawet w planach. A pieszy? Pod ścianę, i to szybko. Niech sobie radzi między zderzakami! A najlepiej, żeby w ogóle zniknął, zapadł się pod ziemię, bo przeszkadza, nawet na chodniku.

Bo miasto to przede wszystkim miejsce spotkań, przestrzeń, gdzie toczy się życie - we wszystkich jego przejawach, od tych najbardziej publicznych po te bardziej prywatne. To narzędzie formowane przez użytkowników - gdzie to przestrzenie między budynkami i ich funkcje powinny być w centrum uwagi, a nie efektowna architektura czy artyści, którzy ją tworzyli. Życie, przestrzeń i budynki - są ważne. I to w tej właśnie kolejności. Ba, przez wieki planowanie miast odbywało się zgodnie z tym porządkiem, a regułę tę z powodzeniem stosowano czy to w greckich i rzymskich koloniach, czy to miastach średniowiecznych (np. założone w 1283 r. Monpazier na południu Francji), czy - już bardziej współcześnie - w miastach kolonialnych Nowego Świata (1681 r. Filadelfia; 1733 r. Savannah). Adelajda w Australii Południowej także może być kolejnym tego przykładem. W planie Williama Lighta z 1837 r. to także przestrzeń publiczna jest punktem wyjścia do zakładania miasta - najpierw zastosowano więc szachownicowy układ z pięcioma wyróżniającymi się, zlokalizowanymi centralnie placami i wielką zieloną murawą otaczającą całe miasto, a dopiero potem wzdłuż ulic i placów stopniowo projektowano i wznoszono budynki. Nie inaczej było też w przypadku rozbudowy Amsterdamu w 1917 r., którego siła tkwi także w braku aut w ścisłym centrum (samochody nie mają prawa wjazdu) i takim rozplanowaniu przestrzeni, która daje możliwość zarówno spaceru, jak i odpoczynku oraz licznych okazji do spotkań niezależnie od pory dnia i nocy oraz panujących aktualnie warunków atmosferycznych, choć początkowo entuzjazmu brakowało.

„Miasto dla ludzi, nie dla samochodów. Jak je zaprojektować, by żyło się dobrze?” –pełen artykuł przeczytacie w weekendowym magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”.

  (j.)