Szeroko komentuje się ostatnio stanowisko papieża Benedykta XVI w kwestii przestępstw seksualnych w Kościele. W związku z tym, zarówno jego zwolennicy, jak i przeciwnicy na nowo zainteresowali się reakcją przyszłego papieża na skandal związany z molestowaniem w austriackim Kościele, który miał miejsce w latach dziewięćdziesiątych - podaje "New York Times".

Obrońcy papieża uznają, że jego postępowanie w stosunku do Hansa Hermana Groëra - kardynała oskarżanego o przestępstwa seksualne - było może mało spektakularne, ale ewidentnie potępiające duchownego. Podkreślają, że Groër zrezygnował z urzędu już w sześć miesięcy po tym, jak w mediach pojawiły się pierwsze oskarżenia. Duchowny miał molestować chłopców. Przyszły papież chciał wówczas przeprowadzić dogłębne śledztwo, uniemożliwili mu to jednak wysoko postawieni urzędnicy w Watykanie.

Jednak zdaniem jednego z bawarskich teologów, sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Kardynał Joseph Ratzinger, z którego zdaniem liczył się papież Jan Paweł II, był w stanie zablokować preferowanego kandydata na arcybiskupa Wiednia, aby placówkę tę objął w 1986 Groër.

Skandal związany z Groërem prawdopodobnie nie pozostał bez wpływu na późniejsze poglądy przyszłego papieża na temat seksualnych przestępstw w kościele. Są przesłanki by sądzić, że Benedykt XVI ma mniejszą tolerancję dla takowych, jeśli biorą w nich udział wysoko postawieni duchowni.

W przeciwieństwie do Jana Pawła II, Benedykt XVI przeprosił i spotkał się z ofiarami molestowania. Ale podczas gdy jako kardynał dążył do marginalizacji duchownych, którego poglądy różniły się od jego własnych, tym razem okazał się mniej czujny i nie żądał agresywnego ścigania seksualnych przestępców.