Większość ministrów w centroprawicowym rządzie Bułgarii twierdzi, że nie ma nic przeciwko podsłuchiwaniu ich rozmów telefonicznych. Według członków gabinetu "nie ma w tym nic złego", a ministrowie "nie mają nic do ukrycia".

Kolejny skandal z podsłuchem wybuchł w Bułgarii w środę, kiedy tygodnik "Galeria" opublikował nagrania rozmów szefa Urzędu Celnego Wanio Tanowa z wicepremierem i ministrem finansów Simeonem Diankowem oraz jego zastępcą Władisławem Goranowem. Wynika z nich, że politycy chcieli promować głównie firmy, sprzyjające rządowi.

Zawsze uważałem, że na wysokich szczeblach władzy powinien działać system kontroli - twierdzi minister rolnictwa Mirosław Najdenow. Minister budownictwa i rozwoju regionalnego Rosen Płewnelijew dodaje, że "nie interesuje go", czy jest podsłuchiwany. Pracuję w warunkach maksymalnej przejrzystości, jestem w rządzie, by wykonać konkretną pracę, moja ekipa podziela te same wartości - dodał.

W 2010 roku sądy bułgarskie wydały około 10 tys. zezwoleń na podsłuchy. Nieoficjalne dane mówią o 18 tysiącach.