Na Wyspach ruszyło dochodzenie po wczorajszych zamieszkach studentów w Londynie. 14 osób zostało rannych podczas kilkugodzinnego oblężenia głównej siedziby rządzącej Partii Konserwatywnej. Studenci protestowali przeciwko planom podniesienia czesnego za studia. Od 2012 roku ma ono wzrosnąć nawet trzykrotnie.

Scotland Yard najwyraźniej był zaskoczony rozwojem wypadków. Zaledwie garstka policjantów broniąca dostępu do siedziby partii nie była w stanie powstrzymać tłumu. W rezultacie powybijane zostały szyby, zdewastowana recepcja, a wewnątrz budynku studenci wzniecili ogień.

Policjanci wykazali się dużą odwagą, ale było ich tam niewielu - skomentował te wydarzenia brytyjski premier David Cameron.

Gdyby natomiast Scotland Yard po prostu śledził wymianę informacji w internecie, można by było przewidzieć, że studenci spróbują szturmu na siedzibę rządzącej partii. To zdanie wielu obserwatorów. Nawet szef londyńskiej policji nazwał wczorajszą akcję kompromitacją. Przeprosił też osoby, które podczas kilkugodzinnego oblężenia budynku znajdowały się w środku.