W jednej z cukierni w zachodnich Indiach doszło do eksplozji, w której zginęło co najmniej 9 osób, a 57 zostało rannych. Policja podejrzewa, że ktoś podłożył ładunek wybuchowy. Miejsce to było popularne wśród turystów, ale nie wiadomo, ile spośród ofiar to cudzoziemcy. Agencje podają sprzeczne informacje.

Wybuch nastąpił w sobotę o 19.30 czasu lokalnego w cukierni German Bakery w Punie (ok. 200 km od Bombaju). W lokalu pełno było turystów, w tym obcokrajowców - poinformowała policja.

Według wstępnych danych zginąć miały cztery cudzoziemki, ale dziś nad ranem agencja AP powołując się na komisarza policji Satyapala Singha, podała, że jeden z zabitych był cudzoziemcem. Jego narodowość nie jest jeszcze znana. Ranny został też Sudańczyk. Wszelkie informacje, jakie do tej pory udało nam się zdobyć, wskazują na przemyślany zamach na miejsce uczęszczane przez cudzoziemców jak i przez Indusów - powiedział dziennikarzom minister spraw wewnętrznych Palaniappan Chidambaram. Dodał też, że eksperci starają się ustalić, jaki rodzaj ładunku wybuchowego został użyty.

To pierwszy poważny zamach terrorystyczny w Indiach od roku 2008. Wtedy w Bombaju doszło do serii zamachów, w których zginęło 166 ludzi. Policja odpowiedzialnością za większość z tych aktów terroru obarczyła muzułmańskich ekstremistów.

Tym razem podejrzenia padają na odwiecznego wroga Indii - Pakistan. Zamach może poważnie zaszkodzić próbom zmniejszenia napięć między wrogo nastawionymi państwami, które dysponują bronią nuklearną.

Przedstawiciele rządu odmawiają odpowiedzi na pytania, czy wybuch mógł mieć coś wspólnego z planowanymi na 25 lutego negocjacjami między Indiami a Pakistanem. Spotkanie, które ma się odbyć w Delhi, to pierwsze oficjalne rozmowy między tymi krajami od czasu ataku na Bombaj w 2008 roku. Jednak przedstawiciele partii nacjonalistycznych winią już otwarcie Pakistan.