Dziś może wyjaśnić się przyczyna ponadtygodniowej nieobecności prezydenta Rosji. Władimir Putin ma pojawić się cały i zdrowy w Sankt Petersburgu, gdzie spotka się z prezydentem Kirgistanu Ałmazbekiem Atambajewem.
Służby prasowe rosyjskiego przywódcy podały, że planowana na miniony piątek wizyta Władimira Putina w Kazachstanie została przełożona o tydzień. Powodów zmiany terminu tej podróży jednak nie podano.
Dziś Władimir Putin powinien się pokazać publicznie, bo w Rosji rozpoczynają się obchody pierwszej rocznicy aneksji Krymu. To wydarzenia, które nadzorował osobiście i - jak podkreśla - jest z tego bardzo dumny.
Dziś byłoby to pierwsze publiczne wystąpienie Putina po emisji filmu: "Krym - droga do ojczyzny". Prezydent udowadnia w nim, że "za wydarzeniami na kijowskim Majdanie stali Amerykanie, zaś szkolenie nacjonalistów odbywało się na zachodzie Ukrainy, w Polsce i częściowo na Litwie".
Po roku od aneksji Krymu, według rosyjskiej propagandy, ponad 90 procent ludzi jest tam szczęśliwych. Jednak ludzie, z którymi rozmawiał nasz korespondent, nawet ci zdecydowanie prorosyjscy, potwierdzają, że żyje im się gorzej.
Pensje są bardzo niskie: to około siedmiu, ośmiu tysięcy rubli, to tyle co nic. A ceny wzrosły sześciokrotnie. Emerytury i wypłaty są takie jak przedtem i ludziom żyje się bardzo ciężko, ale wierzymy, że będzie lepiej - mówią w rozmowie z Przemysłem Marcem.
(mal)