Deutscher Kinderschutzbund, niemiecki odpowiednik Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, nie chce przyjąć pięciu tysięcy euro. Pieniądze od polityka podejrzewanego o pedofilię przyznał organizacji sąd w Hanowerze. DKSB tych pieniędzy nie chce, bo dzięki wpłacie działacz SPD uniknie procesu.

To fatalny sygnał. Nie powinno powstawać wrażenie, że można się wykupić od odpowiedzialności za posiadanie dziecięcej pornografii - oświadczyli szefowie Kinderschutzbund w Hanowerze dodając, że nie mieli wątpliwości, decydując się na bojkot zasądzonej kwoty.

Sebastian Edathy, były poseł SPD do Bundestagu, miał na służbowym laptopie zdjęcia i filmy z nagimi chłopcami. Sprawa jest szokująca z jeszcze jednego powodu - zanim policja zabezpieczyła komputer ówczesnego posła, o akcji wiedzieli już jego partyjni koledzy, których uprzedzili prowadzący sprawę policjanci i prokuratorzy. Lista osób zamieszanych w przeciek liczy blisko 40 nazwisk.

Edathy twierdzi teraz, że żałuje tego, co zrobił, ale jednocześnie podkreśla, że nie przyznaje się do winy.

Po decyzji sądu sprzed kilku dni polityk może mówić, że jest niekarany, a problem ma... sam sąd w Hanowerze. Musi on teraz znaleźć organizację, która przyjmie wątpliwe etycznie pieniądze.

(md)