"Żadnego utrudniania! Koniec gry, ponowie nienawistnicy i radykalnie lewicowi demokraci!" - napisał na Twitterze Donald Trump po opublikowaniu raportu specjalnego prokuratora Roberta Muellera ws. domniemanych związków przedstawicieli jego sztabu z Kremlem.

"Wszystko, czego dopuścili się Rosjanie w odniesieniu do wyborów prezydenckich 2016 r., miało miejsce za rządów prezydenta Obamy. Informowano go o tym, a on pozostał bezczynny" - zaznaczył Donald Trump w innym tweecie, który zakończył słowami: "Najważniejsze, że nie miało to jakiegokolwiek wpływu na głosowanie".

Autorzy raportu twierdzą, że podczas śledztwa nie znaleziono wystarczających dowodów na współpracę sztabu Donalda Trumpa z Rosjanami. Zaznaczyli jednak, że śledztwo nie rozwiało wszystkich wątpliwości.

Część komentatorów w USA podkreśla, że publikacja raportu Muellera nie zamyka ostatecznie sprawy. Słuchać głosy, że dokument został ujawniony w wersji okrojonej. W czwartek wieczorem pojawiły się doniesienia, że ministerstwo sprawiedliwości skierowało list do przewodniczących komisji wymiaru sprawiedliwości Izby Reprezentantów i Senatu, w którym zapewniło, że niektórzy z deputowanych i senatorów będą mieć dostęp do pełniejszej wersji.

Co jest w dokumencie?

W czwartek Departament Sprawiedliwości przekazał zredagowaną wersję raportu komisji wymiaru sprawiedliwości Izby Reprezentantów, oraz opublikował go w internecie. Upublicznienie dokumentu poprzedziła konferencja prasowa prokuratora generalnego Williama Barra, który powtórzył wnioski przedstawione pod koniec marca po otrzymaniu dokumentu - że specjalny śledczy Robert Mueller nie znalazł żadnych dowodów, by ktokolwiek ze sztabu Donalda Trumpa spiskował z Rosją bądź koordynował z nią działania podczas kampanii prezydenckiej w 2016 roku.

Raport liczy 448 stron. Na wielu z nich niektóre fragmenty zamazano na czarno - aby nie ujawniać niektórych wrażliwych danych, m.in. pozwalających zidentyfikować źródła informacji czy mogących zaszkodzić toczącym się innym śledztwom. Ta sprawa była zresztą przedmiotem politycznych sporów, bo członkowie Partii Demokratycznej obawiali się, że Barr - nominowany przez Trumpa - może wykorzystać fakt redakcji dokumentu do ukrycia niekorzystnych dla prezydenta faktów.