Północnoamerykańscy eksperci poinformowali o wykryciu w internecie dużej chińskiej siatki, która szpiegowała rząd i służby bezpieczeństwa Indii oraz dalajlamę. Rząd chiński natychmiast odciął się od jakichkolwiek powiązań z tą sprawą.

Tropy tych hakerskich ataków prowadzą do Chengdu w południowo-zachodnich Chinach - ustalili naukowcy z Kanady i USA, zrzeszeni w grupie Information Warfare Monitor na Uniwersytecie Toronto i eksperci fundacji Shadowserver. Ich raport nosi tytuł "Shadows in the Cloud" (cienie w chmurze).

Rzeczniczka chińskiego MSZ Jiang Yu podkreśliła na spotkaniu z dziennikarzami w Pekinie, że władze chińskie walczą z przestępczością komputerową. Wyraziła też opinię, że takie szpiegowskie ataki w internecie są problemem międzynarodowym.

Eksperci piszą w raporcie o wykryciu w internecie "złożonego systemu szpiegowskiego", którego ślady prowadzą do "znanych ugrupowań przestępczego podziemia ChRL". Jest całkiem możliwe - dodają - że hakerzy są kierowani przez chińskich agentów. W raporcie przyznano jednak, że nie udało się znaleźć dowodów udziału władz chińskich w tej operacji szpiegowskiej.

Amerykański gigant internetowy Google informował w styczniu, powołując się na własne śledztwo, że padł ofiarą hakerskich ataków na swą "korporacyjną strukturę". Cyberszpiedzy interesowali się kontami e-mailowymi chińskich dysydentów, starali się też wykraść informacje z poczty elektronicznej osób mieszkających w Europie i USA, związanych z ruchem praw człowieka w Chinach. Ustalono, że ataki te, "bardzo wyrafinowane i starannie wycelowane", zostały przeprowadzone z Chin.