Kilka tysięcy odwołanych lotów, tysiące domów bez prądu, zasypane drogi i ulice - tak wygląda środkowy zachód i północ Stanów Zjednoczonych. Burze śnieżne sparaliżowały większą część Stanów Zjednoczonych. Ich skutki odczuje prawie jedna trzecia Amerykanów.

Obfitym opadom śniegu na środkowym zachodzie towarzyszy silny wiatr w porywach osiągający prędkość 100 km na godzinę. Na zaśnieżonej i oblodzonej nawierzchni dochodzi do wypadków. Zamykane są autostrady i lokalne drogi. Na wielu z nich kierowcy utknęli w zaspach.

Tylko we wczoraj odwołanych zostało 1300 połączeń na lotnisku O'Hare w Chicago.

Gubernatorzy Missouri, Oklahomy, Illinois i Wisconsin ogłosili stany alarmowe i wezwali żołnierzy Gwardii Narodowej. Do mieszkańców zaapelowano, by pozostali w domach.

W Chicago straż pożarna wyposażyła pracowników w 50 skuterów śnieżnych, które mają pomóc strażakom pokonać zaspy, ułatwiając szybkie dotarcie do osób potrzebujących pomocy. Władze tego miasta od kilku dni ostrzegały mieszkańców przed śnieżycą, która swoimi rozmiarami może dorównywać tej z 1967 r. Wtedy opady śniegu doszczętnie sparaliżowały Chicago.

Wichura towarzysząca intensywnym opadom śniegu spowodowała awarię linii energetycznych w co najmniej ośmiu stanach. Wczoraj wieczorem prądu nie było w ponad 100 tys. domach. Liczba osób dotkniętych awarią ciągle rośnie.

W związku ze śnieżycami zamknięto szkoły i odwołano zajęcia na uczelniach. Władze miejskie w Chicago zawiesiły także na jeden dzień wczesne głosowanie w nadchodzących wyborach samorządowych. Urzędy, a także prywatne firmy zwalniały wcześniej swoich pracowników, by mogli dotrzeć do domów przed nadejściem burzy śnieżnej. Wiele osób także dziś będzie miało wolne.

Z kolei mieszkańcy południowo-wschodnich stanów zmagają się z niskimi temperaturami i gołoledzią na drogach. Lotnisko w Dallas w Teksasie zostało zamknięte na 2,5 godziny. Tymczasem miasto przygotowuje się do największej sportowej imprezy roku w USA czyli zaplanowanego na niedzielę finału rozgrywek futbolu amerykańskiego - Super Bowl. W związku z trudnymi warunkami na drogach do kibiców zaapelowano o przełożenie podróży o kilka dni.

Kolejny atak zimy zmusił nawet prezydenta USA Baracka Obamę do zmiany planów. Dziś miał przemawiać na jednym z uniwersytetów w Pensylwanii. W związku ze śnieżycami, które przesuwają się nad wschodnie wybrzeże, wizytę prezydenta˙przełożono na czwartek - poinformował Biały Dom.

Amerykańskie Narodowe Centrum Meteorologiczne ostrzega, że opady śniegu i oblodzenia obejmą obszar od Nowego Meksyku po Maine, czyli trzy czwarte powierzchni USA.