To najważniejsze wybory w Niemczech od lat. Stawką jest nie tylko obsadzenie jak największej liczby miejsc w Bundestagu, ale też fotel kanclerza. Angela Merkel po 16 latach na stanowisku szefa rządu odchodzi z wielkiej polityki. Do walki o schedę po niej stają liderzy największych niemieckich partii.

Odbywające się w niedzielę głosowanie może zmienić wiele. Przedwyborcze sondaże zapowiadają przetasowanie sił w Bundestagu i zwiastują chadekom z CDU/CSU utratę władzy.

Jeśli spełnią się przedwyborcze prognozy, największą siłą w federalnym parlamencie zostaną socjaldemokraci z SPD i to ich lider Olaf Scholtz ma największe szanse na zamianę stanowiska wicekanclerza na kanclerski fotel.

Choć sondaże dają SPD niewielką przewagę nad CDU/CSU, jeszcze wszystko może się zdarzyć i następcą Angeli Merkel może równie dobrze zostać nowy przewodniczący chadeków, premier Nadrenii Północnej-Westfalii Armin Laschet.

Broni nie składają też Zieloni. Chrapkę na stanowisko głowy niemieckiego rządu ma Annalena Baerbock, współprzewodnicząca tego ugrupowania.

Wybór kanclerza to jednak dalsza konsekwencja niedzielnego głosowania. Niemcy decydują w pierwszej kolejności o kształcie swojego parlamentu.

Bundestag drugi na świecie największy parlament

Bundestag, czyli parlament federalny to drugi na świecie, po chińskim, największy parlament. Teoretycznie powinien liczyć 598 członków, ale zawirowania wokół ordynacji wyborczej sprawiły, że poprzez przyznawanie mandatów nadmiarowych i rekompensacyjnych instytucja się rozrasta.

W poprzedniej kadencji liczył 631 członków, w kończącej się na sali obrad w budynku Reichstagu zasiadało ich 709.

Ilu będzie po tym głosowaniu? Do końca nie wiadomo, wszystko zależy, jak wielu wyborców rozdzieli dwa dostępne głosy między kandydata okręgowego z jednej partii a landową listę innego ugrupowania.

Jak wygląda głosowanie?

Stacjonarne wybory odbywają się w niedzielę między 8 a 18, w tych godzinach otwarte są lokale wyborcze.

Wybory są powszechne, bezpośrednie, wolne, równe i odbywające się w głosowaniu tajnym. Każdy Niemiec ma do oddania dwa głosy.

Pierwszy z nich oddaje na kandydata wystawianego przez partie w danym okręgu. Jego lub jej nazwisko znajduje się na karcie do głosowania. Można z niej wyczytać też przynależność partyjną kandydata okręgowego.

Drugi głos Niemcy oddają na listy partyjne, które każda partia wystawia osobno w każdym z landów. Dowolność oddawania głosów jest pełna. Można zarówno głosować konsekwentnie na jedną opcję, jak i mieszać głosy. Wielu Niemców tak właśnie robi: wybiera kandydata z jednej opcji, a drugi z głosów oddaje na listę z innej już partii.

Głosować może każdy, kto ma obywatelstwo, ukończone 18 lat i mieszka w Niemczech od przynajmniej 3 miesięcy. Głosować można też korespondencyjnie, aby to zrobić do piątku przed wyborami trzeba złożyć wniosek w urzędzie gminy.

Jest od tej zasady wyjątek: nagła choroba. W tej sytuacji o umożliwienie głosowania zdalnego można poprosić także w dzień samych wyborów. Pakiet wyborczy w charakterystycznej czerwonej kopercie trzeba potem odesłać pocztą lub wrzucić do specjalnych skrzynek.

Z roku na rok ten sposób wybierania członków parlamentu federalnego, ale i tych landowych, jest coraz bardziej popularny. 4 lata temu zdalnie głos w wyborach do Bundestagu oddało prawie 29 proc. wyborców, w tym roku, zwłaszcza w dobie pandemii, pocztą pakiety wyśle pewnie jeszcze więcej osób.

W ostatnich wyborach do Landtagów w Badenii-Wirtembergii czy Nadrenii-Palatynacie zrobiła tak ponad połowa uprawnionych do głosowania.

Przeciętny kandydat? 53-letni Michael

W tych wyborach o mandat ubiega się 6211 kandydatów. Z analizy, jaką kilka dni temu opublikowała firma rekrutacyjna Indeed wynika, że przeciętny kandydat do Bundestagu to 53-letni mężczyzna o imieniu Michael, pracownik etatowy z wyższym wykształceniem, ukończył prawo lub nauki ekonomiczne. Tylko 1/3 kandydujących to kobiety.

Najmniej przewidywalny parlament Europy

Jak na uporządkowany niemiecki styl bycia Bundestag to najmniej przewidywalny parlament Europy.

Teoretycznie połowę Bundestagu powinno wyłonić głosowanie metodą większościową. Tak jak w polskich wyborach do Senatu, w każdym z 299 okręgów partie wystawiają swoich kandydatów. Mandat bierze ten, kto zdobędzie po prostu najwięcej głosów.

Druga połowa Bundestagu jest obsadzana według zasady proporcjonalnego podziału głosów. Partie, które przekroczą 5-procentowy próg wyborczy otrzymują mandaty w liczbie proporcjonalnej do zdobytego poparcia. Im więcej głosów, tym więcej mandatów, tak samo jak w przypadku wyborów do polskiego Sejmu.

Tę w teorii prostą zasadę skomplikowały dwa czynniki. Po pierwsze, wyborcy często rozdzielają przysługujące im dwa głosy między kandydata okręgowego z jednej partii, a listę landową innego ugrupowania. W ten sposób okazuje się, że ugrupowania w bezpośredniej części wyborów mają więcej głosów niż w części proporcjonalnej. Najczęściej dotyczy to największych graczy: CDU/CSU czy FPD, otrzymują one tzw. mandaty nadmiarowe.

Dodatkowo w 2012 roku niemiecki Trybunał Konstytucyjny uznał, że taka ordynacja wyborcza jest niezgodna z konstytucją. Ustawa zasadnicza mówi, że wybory są proporcjonalne, a głosy w okręgach jednomandatowych tę proporcjonalność zaburzają.

Od wyborów w 2013 roku wprowadzono więc ideę mandatu kompensacyjnego, zwanego też odszkodowawczym. Polega to na dodaniu takiej liczby posłów partiom, które wypadły gorzej w głosowaniu w okręgach jednomandatowych, by ostateczny skład Bundestagu odpowiadał procentowemu poparciu zdobytemu przez poszczególne ugrupowania w głosowaniu na listy partyjne. Przez tę zmianę Bundestag zaczął się rozrastać.

Największe partie chcą ograniczyć niekontrolowane przybywanie posłów, bo w kolejnej kadencji mogłoby być ich nawet 800, a to poza brakiem miejsca dla tylu osób generuje coraz większe koszty. Środkiem ma być m.in. zmniejszenie liczby okręgów wyborczych z 298 do 280. Ta zmiana wejdzie w życie jednak dopiero w 2025 roku, po kolejnej kadencji parlamentu.

Członkowie Bundestagu postępują z własnym sumieniem

Członkowie Bundestagu mają tzw. wolny mandat. Zgodnie z konstytucją są reprezentantami całego narodu, nie są związaniu poleceniami partii, do której należą, ani też instrukcjami swoich wyborców. Postępują w zgodzie z własnym sumieniem. Należą do frakcji, które tworzy co najmniej 5 proc. składu Bundestagu.

Grupy parlamentarne mogą wprowadzać dyscyplinę podczas głosowań, wielkość frakcji ma wpływ na to, ile czasu będą mieć jej przedstawiciele na wypowiedzi podczas posiedzeń. Frakcje dostają dodatkowe pieniądze na swoją pracę, mogą zatrudniać personel czy kupować swoim członkom sprzęt niezbędny do pracy.

Sami posłowie są sowicie opłacani. Dieta poselska to niemalże 10 tysięcy euro miesięcznie. Do tego dochodzą środki przeznaczone na podróże czy utrzymywanie kontaktu z wyborcami. To ponad 4 tysiące euro miesięcznie.

Wybór kanclerza

Bundestag to najważniejszy organ ustawodawczy, wszelkie nowe prawo musi być przez parlament przegłosowane i zatwierdzone. Jednym z najważniejszych uprawnień członków Bundestagu jest wybór kanclerza.

Niemiecka konstytucja nie przewiduje konkretnego terminu powołania szefa rządu: dzieje się to, gdy tylko po wyborach frakcje zakończą rozmowy koalicyjne i dojdą do porozumienia w sprawie podziału władzy.

Bundestag wybiera przedstawionego przez prezydenta Republiki Federalnej kandydata bezwzględną większością głosów, nazywana większością kanclerską. Wynosi ona połowę składu Bundestagu + jednego posła.

54 partie mogły wystawić swoich kandydatów

Niemiecka scena polityczna roi się od ugrupowań politycznych. Chęć startu w wyborach zgłosiło prawie 90 organizacji i stowarzyszeń. Sąd część wniosków odrzucił, ostatecznie swoich kandydatów mogą wystawić aż 54 partie. To najwięcej w historii wyborów do Bundestagu. Przy czym listy landowe wystawia aż 40 ugrupowań.

Oprócz głównych graczy na scenie politycznej, jest też mnóstwo ugrupowań oryginalnych. Najbardziej znana jest Partia Piratów, założona w 2006 roku i wzorowana na podobnej formacji ze Szwecji. Partia głosi hasła budowy społeczeństwa informatycznego, domaga się wolnego i niekontrolowanego przez rząd dostępu do internetu i określa siebie mianem progresywno-liberalnych socjalistów. Piratom udało się wprowadzić członków do parlamentów landowych m.in. w Berlinie, Nadrenii Północnej-Westfalii czy Szlezwiku-Holsztynie.

Partia Humanistów powstała 7 lat temu w Berlinie, jej członkowie określają siebie mianem racjonalnych liberałów, którzy opierają się na nauce. Wśród postulatów Humanistów są m.in. przekształcenie Unii Europejskiej w państwo federacyjne ze wspólną konstytucją, darmowa opieka zdrowotna, opartą na wiedzy naukowej, legalizacja surogactwa, eutanazji i narkotyków (choć dostępnych jedynie dla dorosłych) oraz całkowity rozdział państwa od kościoła z wykreśleniem z konstytucji odniesień religijnych.

Partia LIEBE, czyli Partia Miłości za hasło ma stwierdzenie, że "Miłość jest silniejsza niż zło, a miłość musi rządzić światem!" oraz "Wolność. Równość. Miłość". Co ciekawe, większość władz ugrupowania stanowią osoby pochodzenia rosyjskiego, a liderem jest były burmistrz rosyjskiego Stawropola.

Z Magdeburga wywodzi się Partia Ogrodów. Powstała w 2013 roku jako ruch protestujący przeciwko zabudowaniu ogródków działkowych. W wyborach startuje też ugrupowanie siostrzane: Gartenpartei Sachsen, zwane w skrócie GPS.

Partia Ochrony Zwierząt powstała prawie 30 lat temu i było to pierwsze na świecie ugrupowanie zajmujące się dobrostanem zwierząt. Dwukrotnie udało się partii zdobyć mandat w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale po raz pierwszy wystawi swoje listy w głosowaniu do Bundestagu. W programie Partia Ochrony Zwierząt stawia na ekologię, rezygnację z energetyki jądrowej, postuluje większą pomoc dla niepełnosprawnych oraz dyskryminowanych, a także większą integrację dzieci imigranckich ze społeczeństwem.

Ugrupowanie "PARTEI", co na polski tłumaczy się jako "PARTIA" to organizacja satyryczna, która bierze udział w wyborach, głosząc prześmiewcze hasła. Domagała się np. budowy muru wokół Szwajcarii. Nazwa "PARTEI" akronim, który rozwija się jako "Partia na rzecz Pracy, Praworządności, Ochrony Zwierząt, Promocji Elit i Inicjatyw Oddolnej Demokracji". Założycielem jest satyryk Martin Sonneborn. "PARTIA" ma obecnie dwóch europosłów i jednego członka Bundestagu.

Die Grauen, czyli Siwi, to partia oparta na dziedzictwie ruchu Siwych Panter, który reprezentował interesy seniorów, choć obecnie nacisk kładziony jest na wielopokoleniowość postulatów. Partia chce podniesienia podatków dla najbogatszych, obniżenia wieku emerytalnego i tygodniowego czasu pracy do 35 godzin. Ugrupowanie wystawi listę w wyborach do Bundestagu w Berlinie.

Dla odmiany partia LfK, czyli Lobbyści dla Dzieci, stawia na dzieci i rodziny, postuluje wyrównanie szans, obniżenie wieku uprawniającego do udziału w wyborach, inwestycje w oświatę i pomoc ubogim rodzinom.

Der III. Weg, czyli partia Trzecia Droga to ugrupowanie neonazistowskie i skrajnie prawicowe, założone przez byłych członków nacjonalistycznej NPD. Partia wywołała właśnie kolejny skandal w Bawarii, gdzie sąd kazał ściągnąć plakaty wyborcze z hasłem "Powiesić Zielonych".