Premier Włoch Silvio Berlusconi oświadczył, że nie powstrzyma go "fala błota i kłamstw". W ten sposób zareagował na serię doniesień prasowych na temat jego prywatnego życia i przyjęć odbywających się w jego domu, także z udziałem nieletniej.

W przemówieniu otwierającym obrady kierownictwa jego partii Lud Wolności w Rzymie Berlusconi oświadczył: Nie istnieje żaden inny kraj na świecie, gdzie szef rządu musiałby przez dwa lata bronić się w obliczu wymyślonych i instrumentalnie wykorzystywanych historii.

Prawda jest taka, że jesteśmy atakowani, i to nie za to, co zrobiliśmy, ale za to, co reprezentujemy i co jest przeszkodą nie do pokonania dla lewicy, by mogła przejąć władzę - mówił premier. I dodał: Panom z lewicy powiadam: jeśli chcecie odłożyć Berlusconiego na półkę, będziecie musieli zapytać naród, nie uda wam się to za pomocą pałacowych intryg, Włosi na to nie pozwolą.

Odpowiadając na apele opozycji o dymisję, oświadczył: Pozostaję mimo codziennych, bezpodstawnych ataków kierowanych pod moim adresem i pozostanę tak długo, jak długo Włosi będą mi udzielać swego poparcia.

Nigdy nie zaniedbaliśmy naszych obowiązków - powiedział Berlusconi, wyrażając następnie przekonanie, że dzięki jego rządowi Włochy stały się jeszcze raz protagonistą na arenie międzynarodowej.

Rozłamowej grupie zwolenników swego byłego sojusznika, przewodniczącego Izby Deputowanych Gianfranco Finiego szef rządu postawił ultimatum, domagając się, aby natychmiast zadeklarowała poparcie dla gabinetu albo gotowość doprowadzenia do kryzysu rządowego.

Odnosząc się wyraźnie do zarzutów dotyczących tzw. Rubygate, czyli jego znajomości z nieletnią uczestniczką frywolnych przyjęć w jego domu, premier zasugerował, że sprawa ta może być "wendettą" świata przestępczego za sukcesy jego rządu w walce z mafią.

W pierwszych komentarzach opozycja podkreśla, że przemówienie Silvio Berlusconiego miało charakter wyborczy, i to zdaniem polityków centrolewicy świadczy o zbliżającym się nieuchronnie kryzysie rządowym.