Zwolnienie mnie z aresztu domowego nie świadczy o złagodzeniu wojskowego reżimu w Birmie - oświadczyła birmańska opozycjonistka Aung San Suu Kyi. Kobieta spędziła w areszcie domowym siedem lat. W wywiadzie dla AP podkreśliła, że uwolniono ją tylko dlatego, że termin jej aresztu upłynął.
Nie sadzę, by były jakiekolwiek inne powody. Mój areszt dobiegł końca i nie było sposobu, by go natychmiast przedłużyć - stwierdziła.
Zdradziła też, że od soboty, kiedy odzyskała wolność, nie miała kontaktu z juntą: Od chwili zwolnienia nie dostałam żadnego sygnału ze strony junty. Nie wykonali żadnego ruchu, żeby nam przekazać, co sądzą o tej sytuacji.
Suu Kyi podkreśliła, że jej cele się nie zmieniły. Muszę dożyć chwili, gdy Birma będzie demokratyczna - stwierdziła. Zaapelowała też o rozmowy w cztery oczy z przywódcą junty gen. Thanem Shwe. Poza tym opozycjonistka, która po wyjściu z aresztu zadebiutowała w internecie, myśli już o utworzeniu "sieci społecznej" w celu promowania demokracji w Birmie.
Już podczas pierwszego wejścia do internetu w środę Suu Kyi skontaktowała się z kilkoma osobami za granicą. Zaproponowała też, by wykorzystać internet do zorganizowania konferencji z udziałem kilku partii i mniejszości etnicznych. Celem konferencji miałoby być zainicjowanie procesu demokratyzacji i pojednania narodowego bez konieczności występowania do władz o zgodę na zgromadzenie.