Dwaj żołnierze z Zamościa uratowali życie mężczyźnie, który w trakcie jazdy samochodem dostał ataku serca. Kierowca stracił panowanie nad pojazdem i zjechał z drogi. Nikt z gapiów nie udzielił mu pomocy, dopiero starsi szeregowi Przemysław Pysiewicz i Krzysztof Zalewa rozpoczęli reanimację, dzięki której mężczyzna przeżył – opisuje ten przypadek „Polska Zbrojna".

Do wypadku doszło w niedzielne popołudnie w okolicach Bemowa Piskiego w województwie warmińsko-mazurskim. Szkolą się tam żołnierze z 3. Zamojskiego Batalionu Zmechanizowanego, podległego 1. Warszawskiej Brygadzie Pancernej. Jechaliśmy z kolegą z Wierzbin do Bemowa Piskiego, to około 10 kilometrów, gdy w połowie drogi zobaczyliśmy, że w rowie leży samochód osobowy. Kilka osób mu się przyglądało - opowiada st. szer. Przemysław Pysiewcz, ratownik medyczny z 3 batalionu.

Żołnierze zatrzymali się i wyciągnęli mężczyznę z auta, gapowiczom krzyknęli tylko, żeby wezwali karetkę.

Mężczyzna był nieprzytomny i nie oddychał. Szybko rozpoczęliśmy resuscytację. Krzysiek udrażniał drogi oddechowe i robił sztuczne oddychanie, ja zająłem się masażem serca - opowiada "Polsce Zbrojnej" st. szer. Pysiewcz.

Tak było aż do przybycia karetki.

Mężczyzna odzyskał w końcu przytomność. Stwierdzono, że przeszedł atak serca. Ratownicy z pogotowia podkreślali, że szybka pomoc żołnierzy uratowała mu życie.

45-letni mężczyzna może mówić o dużym szczęściu. Żołnierze też przyznają, że gdyby wtedy nie znaleźli się na miejscu wypadku, sytuacja mogłaby się zakończyć tragicznie. Zrobiliśmy to, co do nas należało. Uratowanie życia człowiekowi jest najlepszą nagrodą - mówi st. szer. Zalewa, który razem z kolegą dzwonił później do szpitala, by dowiedzieć się o stan chorego.

Szczegółowo o tej historii przeczytacie na portalu polska-zbrojna.pl

 (j.)