Warszawska prokuratura zajęła się sprawą zaginięcia akt procesu ułaskawienia w 2009 roku wspólnika Marcina Dubienieckiego. Zawiadomienie o przestępstwie złożył kilka dni temu szef Kancelarii Prezydenta. Prokuratorzy mają miesiąc na decyzję, czy wszcząć śledztwo w tej sprawie.

W marcu tego roku media ujawniły, że Adam S. - z którym Marcin Dubieniecki, zięć prezydenta Lecha Kaczyńskiego, założył spółkę - został w trybie nadzwyczajnym ułaskawiony w 2009 roku przez Kaczyńskiego. W Kancelarii Prezydenta zarządzono wtedy kontrolę. W lipcu prezydencki minister Krzysztof Hubert Łaszkiewicz poinformował o podejrzeniu przestępstwa zniszczenia lub utraty dokumentów adresowanych do ówczesnego prezydenta. Chodziło o trzy notatki i pisemne stanowisko pracownika mówiące o podstawach do ułaskawienia Adama S.

Kontrola nie dotyczyła samego faktu ułaskawienia, które było wyłączną prerogatywą prezydenta. Czym innym jest przygotowanie stosownej dokumentacji, która trafia na biurko prezydenta - podkreślał Łaszkiewicz. Zwrócił uwagę na szybki tryb ułaskawienia Adama S., trwający kilka miesięcy, podczas gdy procedura ułaskawiania trwała wtedy średnio około roku. Podkreślił też, że na początku czerwca 2009 roku Lech Kaczyński podjął decyzję o ułaskawieniu Adama S. mimo negatywnego stanowiska prokuratora generalnego.

Według Łaszkiewicza, trudno jest ocenić, na którym etapie dokumenty zaginęły i czy trafiły one do prezydenta przed podjęciem przez niego decyzji o ułaskawieniu Adama S. Ostatnią osobą, która miała z nimi kontakt, był ówczesny prezydencki minister odpowiedzialny za sprawy prawne Andrzej Duda. Natomiast pracownik, który wytworzył te pisma, oświadczył, że zostały one podpisane i trafiły do właściwego ministra. Czy minister przekazał je prezydentowi - tego nie wiadomo. Sam Duda mówił, że obowiązki wypełniał rzetelnie, a sumienie ma czyste.

Adam S. oszukiwał urząd skarbowy i Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Skazano go za oszustwo i podżeganie świadka do fałszywych zeznań na rok i 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu, 30 tys. zł grzywny oraz obowiązek naprawienia szkody, czyli zapłaty ponad 122 tys. zł.

W marcu tego roku Marcin Dubieniecki oświadczył, że wszelkie informacje o nim w kontekście ułaskawienia Adama S. są nieprawdziwe. Zapewnił, że nie był jego wspólnikiem, kiedy ten został ułaskawiony.