Zamiast do Berlina, trafił na komisariat. Podejrzany o zabicie swojego pracownika 36-letni Robert L. wpadł w policyjną zasadzkę, kiedy próbował uciec za granicę. Do zbrodni, o popełnienie której jest podejrzany, doszło w październiku. Awantura, w wyniku której zmarł człowiek, dotyczyła 10 złotych.

Robert L. był całkowicie zaskoczony, gdy zobaczył funkcjonariuszy. Policjanci znaleźli przy nim sfałszowany dowód osobisty i pieniądze: 750 złotych oraz 900 euro.

Policja dowiedziała się o jego planach ucieczki z kraju i czekała na niego na Dworcu Zachodnim w Warszawie. Stamtąd mężczyzna miał wyjechać autobusem do Berlina.

Mężczyzna usłyszał już zarzuty współudziału w zabójstwie. Trafił na trzy miesiące do aresztu.

Do zbrodni doszło w połowie października. W pomieszczeniu ochrony na parkingu przy ul. Chmielnej w Warszawie policjanci znaleźli ciało mężczyzny. Jak się później okazało, jego pracodawca Robert L. podejrzewał go o kradzież 10 zł. Na parkingu pojawił się razem ze swoim kolegą. W pewnym momencie między mężczyznami doszło do awantury. 36-latek uderzył swojego pracownika w twarz, a gdy ten upadł na ziemię, L. razem z kolegą bili go i kopali. Kilka razy uderzyli leżącego mężczyznę deską po głowie.

Później obaj mężczyźni uciekli, zostawiając nieprzytomnego pracownika. Mężczyzna zmarł prawdopodobnie od odniesionych ran.

Podejrzani od tego czasu ukrywali się przed policją. Funkcjonariusze cały czas szukają kolegi Roberta L.