Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że Edmund Stoiber obejmie zdecydowane prowadzenie w wyborach parlamentarnych w Niemczech. W lipcu na CDU i CSU chciało głosować ponad 43 proc. uprawnionych, a na SPD zaledwie 35 proc.

Powodów spadku popularności socjaldemokratów było kilka: afera finansowa w zarządzie SPD w Północnej Nadrenii Westfalii, kłopoty z ministrem obrony narodowej Rudolfem Scharpingiem, w końcu skandal wokół premii oferowanych przez niemiecką Lufthansę. Kilku polityków prywatnie wykorzystywało rabaty otrzymywane za służbowe przeloty, np. na posiedzenia Bundestagu.

Powódź w Niemczech niewątpliwie pomogła obecnemu kanclerzowi. Szybkie decyzje podejmowane przez Schrödera zostały pozytywnie przejęte przez zwykłych obywateli. 62 proc. Niemców popiera zamrożenie na rok reformy podatkowej. Od 2003 roku nasi zachodni sąsiedzi mieli mniej wpłacać do państwowej kasy. Przełożenie reformy pozwoli uzyskać z budżetu dodatkowe 7,1 mld euro. Kanclerz Gerhard Schröder zaproponował również podwyżkę podatku od spółek kapitałowych.

Opozycja - chrześcijańscy demokraci wraz z liberałami - skrytykowali propozycje socjaldemokratów, uważając, że sami podatnicy nie powinni płacić za skutki powodzi. Środki na odbudowę kraju po kataklizmie można przeznaczyć z zysków, jakie osiąga Bank Federalny. Zdaniem kanclerza pomysł Edmunda Stoibera wprowadzi Republikę Federalną w kolejne długi. Zyski Banku wyniosą w sumie 7,7 mld euro. Ich wykorzystanie oznacza powiększenie dziury budżetowej o taką właśnie sumę. Na to nie chce się zgodzić kanclerz. Uważa on, że tym samym politycy obciążyliby finansowo kolejne pokolenia.

Gerhard Schröder jest już pewny, że jego pomysł zamrożenia podatku dochodowego zostanie zaakceptowany przez niemiecki parlament. Opozycja, mimo niezadowolenia, nie zablokuje tej propozycji. Gdyby tak się stało, chrześcijańscy demokraci sporo by stracili w oczach wielu Niemców. Cześć społeczeństwa oskarżyłaby chadeków o niewyciągniecie ręki do najbardziej potrzebujących teraz pomocy.

Powódź pokazała również, kto jest bardziej kompetentny w dziedzinie ochrony środowiska. W czerwono-zielonej koalicji to partia Joschki Fischera podejmowała tematy dotyczące ekologii. Wiele razy można było usłyszeć z ust zielonych, że regulowanie rzek może doprowadzić do katastrofy. W CDU temat ochrony środowiska praktycznie nie istniał. W obecnym teamie Edmunda Stoibera brakowało specjalistów w tej dziedzinie i chrześcijańscy demokraci nie mieli wiele do powiedzenia.

Czerwono-zielona koalicja wytknęła podczas powodzi wszelkie słabości czarnej części parlamentu. Teraz, trzy tygodnie przed wyborami, socjaldemokraci wraz ze koalicyjnym partnerem wzmocnili swoją pozycję, jednak nie na tyle, by mówić o zwycięstwie. Losy nie są przesadzone. Nie ma wyraźnego faworyta. SPD i CDU idą teraz łeb w łeb.

Edmund Stoiber martwi się podwójnie. W ciągu dwóch tygodni, wg prognoz, stracił większościowe poparcie w parlamencie. Mniej głosów może otrzymać nie tylko CDU i CSU, ale także potencjalny partner koalicyjny FDP. Drugim powodem do niepokoju, jest Schröder odrabiający straty w przedwyborczych sondażach. Socjaldemokraci przegrywają teraz zaledwie jednym punktem, a nie jak w lipcu ośmioma.

Tomasz Lejman, Berlin

11:00