24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu przez 365 dni w roku. Już 10 warszawskich szpitali pracuje na ciągłym ostrym dyżurze. Skorzystają pacjenci, bo zmniejszą się kolejki na urazówkach. Skarżą się jednak dyrektorzy placówek – między innymi na brak personelu. Mateusz Wróbel sprawdza, z jakimi problemami muszą zmierzyć się warszawskie szpitale i czy system 24-godzinny zadziała.

Jak twierdzi ordynator oddziału urazowego szpitala na Solcu Jacek Bierca, brakuje mu aż 20 lekarzy. W tym najbardziej na takim dyżurze potrzebnych ortopedów. Będziemy robili wszystko, żeby sobie z tym poradzić. Do tej pory było tak, że placówka dyżurowała cztery razy w miesiącu i cztery razy w miesiącu była zwiększona obsada lekarzy. Dyżurowało aż czterech ortopedów. W pozostałe dni w szpitalu był tylko jeden lekarz. Dlatego teraz, jak tłumaczy Bierca, potrzeba mu dwukrotnie więcej lekarzy, a co za tym idzie i więcej pieniędzy. Jak wylicza nawet o 1/3 wszystkich środków niż dotychczasowy kontrakt z NFZ.

Ortopeda pod telefonem

Rozwiązaniem, przynajmniej częściowym, tego problemu jest zatrudnianie lekarzy na kontraktach. Nie podlegają oni kodeksowi pracy. Ale wtedy trzeba liczyć na ich dobrą wolę, bo to oni, a nie ordynator będą decydować, kiedy chcą pracować. W kilku szpitalach lekarze podczas takiego dyżuru mają być pod telefonem, a tylko w razie nagłej potrzeby mają stawiać się w placówkach. Mimo że są szpitale, które mają wystarczającą liczbę ortopedów, również protestują. Jak twierdzą ich dyrektorzy, lekarze pracują tylko do godziny 14.00. Później idą leczyć do prywatnej kliniki.

Nowy system ma być sprawiedliwy

Niewątpliwie dla dyrektorów jest to wyzwanie organizacyjne, żeby dostosować możliwości swojego szpitala do wywiązywania się z zadań zakontraktowanych z Narodowym Funduszem Zdrowia. Chodzi o całodobową obsługę pacjentów. Bierca ma jednak sporo wątpliwości. Jak mówi, tylko w zeszłym roku szpital z tytułu dyżurowania stracił 4,5 mln złotych. Pacjentów było o wiele za dużo, niektórzy czekali po kilka godzin, aby ze złamaną ręką dostać się do specjalisty .

Jak zwracają uwagę dyrektorzy szpitali, te nagłe usługi finansowe są po prostu niedoszacowanie finansowo. Chodzi np. o operowanie osób. Planowe usługi ortopedyczne są wycenione wyżej, a to szpitalom się opłaca. Tą pianę spijają prywatne kliniki, które w Warszawie zajmują się tylko planowanymi zabiegami czy operacjami – mówi Bierca.

Usługi z ostrego dyżuru są wycenione niżej niż rzeczywiście kosztują – mówi Ivetta Biały, rzeczniczka Wojewody Mazowieckiego. Zmiana obecnego finansowania leży w gestii Ministerstwa Zdrowia. Na wniosek krajowego konsultanta minister może to zmienić. Dlatego w tym tygodniu wojewoda spotka się z konsultantem, aby zwrócić uwagę na ten problem – zaznacza Biały.

Do tej pory było tak, że na ostrym dyżurze operowano po kilkunastu, a czasem nawet po kilkudziesięciu pacjentów. To więcej niż wynosiły założenia kontraktów z NFZ. A szpitale bały się, czy te pieniądze zostaną zwrócone. Jednak mazowiecki odział NFZ zadeklarował, że pieniądze zostaną przekazane szpitalom za ubiegły rok.

Lepiej znaczy mniej

Liczba pacjentów, którą operował jeden tylko szpital podczas ostrego dyżuru, rozłoży się równomiernie między wszystkie placówki, a to - jak twierdzi rzeczniczka wojewody -  wystarczy w ramach kontraktów z NFZ i nie powinno być sytuacji, że któryś szpital przekroczył limit pacjentów.

Pacjenci z urazem będą przewożeni do najbliższego wolnego szpitala. Te rejony są ustalone zgodnie z możliwościami placówek. Szpital, który ma więcej łóżek, obsługuje większy rejon. Jak zaznacza Biały, to nie jest rejonizacja sztywna. Jeżeli się okaże, że na podstawie otrzymywanych codziennie raportów, któryś szpital ma zajętą salę operacyjną, a w tym samym czasie wieziony jest pacjent, który wymaga operacji, albo za dużo jest pacjentów, lekarz koordynator, który dyżuruje całą dobę w centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody będzie na bieżąco te sprawy regulował, a karetkę skieruje do najbliższego wolnego szpitala.

Wszyscy zakładają, że będą mieć więcej pracy – przynajmniej na początku. Jeżeli będą przesunięcia lub jakieś zmiany to i tak będzie to mniej uciążliwe dla pacjentów, niż czekanie kilka lub nawet kilkanaście godzin w kolejce ze złamaną nogą – wyjaśnia Biały.