Władze Łodzi chcą zastawić miejskie budynki wraz z urzędnikami. Ten niecodzienny pomysł ma przynieść szybki zastrzyk gotówki w wysokości 40 milionów złotych do budżetu miasta.

To wcale nie jest primaaprilisowy żart (wszak mamy początek lipca, zamiast początku kwietnia). Koncepcja naprawdę brana pod uwagę i fachowo nazywa się to sprzedaż w drodze leasingu zwrotnego. W przypadku Łodzi sprzedaż miałaby dotyczyć m.in. budynków: Powiatowego Urzędu Pracy i Urzędów Stanu Cywilnego.

Miasto sprzeda nieruchomości, żeby potem je dzierżawić np. przez 10 lat, bo przecież urzędnicy gdzieś muszą pracować. Podobno banki byłyby zainteresowane takim złotym, pewnym interesem. Interes jest złoty, ponieważ właściciel takiej zastawionej, "lombardowej" nieruchomości nie musi robić, a złotówki same wpadają na konto. Za korzystanie ze sprzedanych budynków miasto będzie musiało płacić dzierżawę.

Fakt, że po umownych 10 latach, Łódź będzie mogła odkupić budynki urzędów, nie poprawia nastroju. Ewidentnie, jednoznacznie kojarzy się to z lombardem. Ale przyznać trzeba, że łódzkie władze rozwijają skrzydła w innowacyjności i kreowaniu rzeczywistości (wszak "Łódź kreuje") i aż boję się pomyśleć, co jeszcze może przyjść do tych pomysłowych głów...

A te wszystkie działania włodarzy miasta, to nawiązanie do chlubnej, polskiej tradycji: "Zastaw się a postaw". Tradycja chlubna, staropolska, ale czy trzeba przypominać, jak się skończyła nadmierna, szlachecka rozrzutność? Tu już chluby brakuje...