Policja umorzyła śledztwo w sprawie obrzucenia koktajlem Mołotowa domu funkcjonariusza pracującego na granicy z Rosją, na przejściu w Gronowie w warmińsko-mazurskiem - dowiedział się reporter RMF FM Andrzej Piedziewicz. Śledztwo umorzono, ponieważ policja nie potrafiła znaleźć sprawców.

Co prawda wytypowano kilku podejrzanych, ale żadnemu nie udało się nic udowodnić - i to pomimo tego, że dom celnika był objęty monitoringiem, a nagrania z tego monitoringu trafiły w ręce policjantów.

Służby celne są przekonane, że sprawcami są przemytnicy. Zaatakowany mężczyzna jest przewodnikiem psa wyszkolonego do wykrywania przemycanych papierosów i ma bardzo dobre wyniki w ujawnianiu przemytów. Mimo ataku nie przestraszył się i cały czas pracuje na granicy.

Do ataku doszło w nocy z 2 na 3 maja. Pod dom celnika podjechał samochód, wybiegł z niego mężczyzna, który rzucił w budynek koktajl Mołotowa. Na szczęście trafił w ścianę, więc pożar szybko opanowano. Gdyby trafił w okno i butelka wpadłaby do środka, do pomieszczenia, w którym znajdowała się butla gazowa, skutki byłyby o wiele gorsze. Mógłby zginąć celnik i cała jego rodzina.

Służba Celna w takich przypadkach musi zdać się na policję. Jedyne, co może zrobić to udzielić pomocy prawnej celnikowi, gdyby ten chciał złożyć zażalenie na umorzenie postępowania. Tak się już zdarzało w ostatnich latach co roku atakowanych jest od kilku do kilkunastu celników.

Nie wszystkich sprawców udaje się wykryć, a celnicy wcale nie są chronieni lepiej niż inny obywatele. Zeszłoroczna nowelizacja przepisów o służbie celnej pozwoliła im wprawdzie nosić broń, ale po pierwsze mogą ją mieć tylko niektórzy funkcjonariusze, a po drugie jedynie w godzinach służby. Tymczasem do ataków dochodzi najczęściej, gdy celnicy są już po pracy.